Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/222

Ta strona została przepisana.

— Proszę wejść, panie naczelniku — odezwał się ambasador, zanurzając się w wielkim wyścielanym fotelu, który stał przed kominkiem.
— Czy pan ambasador nie rozgniewa się, jeżeli po francusku mu odpowiem — cicho zapytał naczelnik kancelarji Beausira.
— Nie, nie, śmiało.
Ducorneau powitał go po francusku.
— Ależ, prześlicznie mówisz po francusku, panie du Corno.
— Bierze mnie za portugalczyka — pomyślał naczelnik kancelarji, upojony radością.
I ścisnął za rękę Beausira.
— Cóż — zawołał Manoël — czy będzie kolacja?
— O! natychmiast, ekscelencjo. O dwa kroki stąd jest Palais-Royal, doskonały tam restaurator, który wyborną kolację przyśle waszej ekscelencji.
— Tak jakby to dla ciebie było, panie du Corno.
— Dobrze, sinior... jak dla mnie, a jeżeli ekscelencja pozwoli ofiarować sobie kilka butelek wina krajowego, jakiemu równe znajdzie się chyba tylko w Porto...
— O! nasz naczelnik ma dobrą piwnicę? — rubasznie odezwał się Beausire.
— Jest to mój jedyny zbytek — pokornie odpowiedział poczciwiec, u którego Beausire i Manoël po raz pierwszy zauważyli przy świetle oczki żywe, wypukłe policzki i nos kwitnący.
— Rób, jak ci się podoba, panie du Corno — rzekł ambasador — przynieś nam swojego wina i zasiądź z nami do kolacji.
— Taki zaszczyt...
— Bez etykiety, dziś jestem podróżnym, jutro dopiero będę ambasadorem. Wtedy pomówimy o interesach.
Ducorneau, zachwycony, opuścił ambasadę, pędząc co tchu, aby choć o dziesięć minut skrócić oczekiwanie ekscelencji. Tymczasem trzech łotrów, w sypialni zamkniętych, rozpoczęło przegląd sprzętów i papierów urzędowych.
— Czy naczelnik sypia w pałacu? — zapytał Manoël.
— Pewnie, że nie, ten błazen dobrą ma piwnicę i musi gdzieś mieć żonę a raczej gospodynię, bo to stary kawaler.
— A szwajcar?
— Trzeba go będzie się pozbyć.