wyjeździe byłego ambasadora, przysłano tutaj sto tysięcy liwrów.
— Sto tysięcy liwrów! — wykrzyknęli razem Beausire i don Manoël, oszołomieni radością.
— I do tego w złocie — odpowiedział naczelnik kancelarji.
— W złocie — powtórzyli ambasador, sekretarz, aż do pokojowca nawet.
— Tym sposobem — rzekł Beausire, tłumiąc wzruszenie — kasa zawiera...
— Sto tysięcy trzysta dwadzieścia osiem liwrów, panie sekretarzu.
— To mało — chłodno powiedział don Manoël — szczęście, że Jego Królewska Mość dał nam fundusz do rozporządzenia.
Od chwili, kiedy wiadomość ta została udzielona, wesołość ambasady poczęta wzrastać.
Dobra kolacja, złożona z łososia, raków ogromnych, mięsiwa i kremów, niemało spotęgowała dobry humor panów portugalskich.
Pan Ducorneau dziękował niebu, iż zesłało mu ambasadora, który język francuski nad portugalski przekładał.
Wreszcie pan de Souza oświadczył mu, że już może iść spać. Ducorneau powstał, w ukłonach czepiając się o sprzęty, jak gałązka dzikiej róży o liście gęstwiny, i za drzwi się wytoczył.
Trzej stowarzyszeni zaś puścili się na zwiady w pałacu, upewniwszy się poprzednio, że szwajcar śpi snem twardym.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/226
Ta strona została przepisana.