dzie, tak samo jak złodzieje, zachowują względem siebie ostrożności.
W parę minut powrócił pan Bossange, niosąc pudełko w lewej ręce, prawą zaś miał ukrytą pod ubraniem. Beausire widział tam dwa, wyraźnie wydobywające się pistolety.
— Nie traćmy fantazji — odezwał się poważnie don Manoël, po portugalsku — ale ci kupcy biorą nas za oszustów raczej, niż za ambasadorów.
Mówiąc to, patrzył bystro na jubilerów, aby wyczytać z ich twarzy, czy przypadkiem nie rozumieją po portugalsku. Nic jednak nie dostrzegł, nic prócz naszyjnika, tak czarująco pięknego, że blaskiem swoim olśniewał.
Z całą ufnością podano pudełko do rąk don Manoël‘a, który gniewnie odezwał się do Beausir‘a:
— Powiedz pan tym błaznom, że nadużywają swobody, jaką mają kupcy, aby być głupcami, Ja żądam djamentów, a oni szkła mi pokazują. Powiedz im, że wniosę skargę do ministerjum francuskiego i że, w imieniu mojej królowej, wsadzić każę do Bastylji gburów, którzy ambasadora portugalskiego ośmielają się zwodzić.
Jubilerzy usprawiedliwiali się, jak mogli, mówiąc, że we Francji nie pokazywano oryginalnych djamentów, a kopje tylko, do oglądania, ażeby ludzi uczciwych zadowolić, a złodziei nie kusić. Pan de Souza zawrócił się energicznie i ku drzwiom ruszył, prowadzony niespokojnym wzrokiem kupców.
— Jego ekscelencja polecił mi panom powiedzieć, iż żałuje, że ludzie, noszący tytuł jubilerów korony francuskiej, nie są w stanie odróżnić ambasadora od pierwszego lepszego chłystka i że odjeżdża do swego pałacu.
Panowie Bochner i Bossange znacząco po sobie spojrzeli, i, kłaniając się, zaręczali o swoim szacunku. Pan Souza wyszedł, depcząc im nieledwie po nogach. Beausire z dumą kroczył za swym panem.
Stara otworzyła zamki u drzwi.
— Do pałacu ambasady, ulica Jusienne! — krzyknął Beausire do lokaja.
Bochner usłyszał to przez okienko.
— Nie udało się!... — mruczał lokaj.
— Przeciwnie, wszystko idzie jak najlepiej — odpowiedział Beausire — za godzinę będą u nas ci głupcy!
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/230
Ta strona została przepisana.