— Tobym zapytał, jakim sposobem ci ludzie, cieszący się taką dobrą opinją...
— To są wierutni żydzi, panie Corno, a brzydki ich postępek naraża ich na stratę jednego albo dwóch miljonów.
— O! — zawołał Ducorneau z wyrazem chciwości.
— Byłem upoważniony przez Jej Królewską Mość do traktowania o naszyjnik djamentowy.
— Może jabym uczynił pewne kroki?
— Panie Corno!
— O! dyplomatycznie, ekscelencjo, bardzo dyplomatycznie.
— Byłoby to może nieźle, ale gdybyś zna tych ludzi.
— Bossange jest ze mną spokrewniony.
Don Manoēl i Beausire zamienili ze sobą spojrzenie. Nie odezwał się jednak żaden. Portugalczyk zamyślił się.
Naraz jeden z lokai otworzył drzwi, oznajmiając:
— Panowie Bochner i Bossange.
Don Manoël zerwał się z siedzenia i zawołał rozzłoszczonym głosem:
— Odprawić mi tych ludzi!
Lokaj się cofnął, aby spełnić rozkaz.
— Albo raczej ty sam ich wypędź, panie sekretarzu — kończył ambasador.
— Na miłość Boga! — błagalnie odezwał się Ducorneau — mnie pozwólcie rozkaz ekscelencji spełnić; złagodę go przynajmniej, skoro nie mogę go zmienić.
— Jak ci się podoba — rzekł niedbale don Manoël.
Beausire zbliżył się do niego w chwili, gdy Decorneau spiesznie wychodził.
— Masz tobie, to już chyba takie przeznaczenie, ażeby się ta sprawa nie udała — rzekł don Manoël.
— Wcale nie. Naprawi ją Ducorneau.
— Poplącze, zamąci ją, nieszczęsny. U jubilerów tylko co mówiliśmy po portugalsku; powiedziałeś przecie, że ani słowa po francusku nie rozumiem. Ducorneau popsuje wszystko.
— Idę sam zaraz.
— Może to niebezpieczne, ażebyś się pokazywał, Beausire.
— Przekonasz się, że nie; zostaw mi swobodę działania.
Beausire wyszedł.
Ducorneau zastał na dole jubilerów, których grzeczność
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/233
Ta strona została przepisana.