Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Co nazywasz pan gotówką? — chłodno zapytał Beausire.
— O! ja to wiem, że nikt nie ma półtora miljona do wyliczenia na stół! — z westchnieniem wyrzekł Bochner.
— Sam miałbyś z nim kłopot, panie Bochner.
I, zwracając się do don Manoëla:
— Wasza ekscelencja, jakąby dała zaliczkę panu Bochner?
— Sto tysięcy liwrów — odparł portugalczyk.
— Sto tysięcy liwrów — rzekł Beausire do Bochnera — przy podpisaniu umowy.
— A resztę? — zapytał jubiler.
— Zaraz po przesianiu przekazu Jego ekscelencji z Paryża do Lizbony, chyba żebyś pan wolał poczekać na przysłanie przekazu z Lizbony do Paryża.
— O! — odpowiedział Bochner — mamy w Lizbonie stosunki bankierskie; po napisaniu tam...
— Zapewne — odparł Beausire, śmiejąc się szyderczo — napiszcie, panowie, do nich, zapytajcie, czy pan de Souza jest odpowiedzialny i czy Jej Wysokość królowa zdobędzie się na. miljon czterysta tysięcy liwrów.
— Ależ, proszę pana... — wyjąkał zmieszany Bochner.
— Więc zgadzasz się pan, czy też wolisz inne warunki?
— Te, które pan sekretarz raczył postawić mi na początku, wydają mi się najodpowiedniejsze. Czy terminy spłaty będą oznaczone?
— Byłoby ich trzy, panie Bochner, po pięćsety tysięcy liwrów rata; odbyłbyś pan kilkakrotnie bardzo zajmującą podróż do Lizbony.
— Podróż do Lizbony?
— Przecież dla odebrania półtora miljona warto się pofatygować?
— Tak, ale...
— Wreszcie podróż odbędziesz pan kosztem ambasady, w mojem lub naczelnika kancelarji towarzystwie.
— Mam odwieźć djamenty?
— Rozumie się, chyba że wolałbyś pan wysłać stąd przekazy wekslowe a djamenty wyprawić do Portugalji.
— Sam nie wiem... sądzę... że.... podróżby się przydała i że....
— I ja jestem tego zdania — odrzekł Beausire. — Umowa tu będzie podpisana. Odbierzesz pan swoje sto ty-