— Ja jestem.
— Jesteś pan dziennikarzem?
— To ja właśnie.
— I autorem tego artykułu? — zimno rzekł nieznajomy, dobywając z kieszeni świeżuteńki numer gazety.
— Właściwie ja nie jestem autorem tylko wydawcą gazety.
— Bardzo dobrze; to na jedno wychodzi, bo jeżeli brakło ci odwagi do napisania, byłeś tyle nikczemny, aby ukazać to na widok publiczny..
— Panie!... — wyjąkał Réteau, blednąc okropnie.
— A!... do licha!... sprawa pańska nietęga, to prawda — ciągnął młodzieniec, ożywiając się w miarę, jak mówił. — Posłuchaj więc z uwagą, panie pismaku: wszystko ma swoją kolej; przed chwilą dostałeś talary, a teraz dostaniesz kije!
— O!... zobaczymy!... — wykrzyknął Réteau.
— Co zobaczymy?... — tonem stanowczym, czysto wojskowym zapytał młodzieniec, podchodząc do swego przeciwnika.
Lecz ten nie był nowicjuszem w sprawach tego rodzaju; znał dobrze rozkład swego domu; jednym skokiem mógł trafić do drzwi, wpaść w nie, zatrzasnąć za sobą i utworzyć z nich tarczę dla siebie, a potem znaleźć się natychmiast w przyległym pokoju, skąd owe drzwi oswobodzicielskie wychodziły na ulicę Augustjańską.
Byleby się tam dostał, już czuł się bezpiecznym. Była tam druga krata, którą jednym obrotem klucza otwierał, poczem zmykał, co mu nóg starczyło. Lecz dzień ten był dniem fatalnym dla biednego gazeciarza, bo w chwili, gdy kładł na kluczu rękę, spostrzegł przez kratę innego mężczyznę, który wydał mu się wielkim, jak Herkules. Réteau radby był się zawrócił, lecz młodzieniec z laską, ten, który pierwszy oczom się jego ukazał, kopnięciem nogi drzwi wysadziwszy, gonił już za nim. Réteau wzięty był tedy w dwa ognie, a raczej we dwa kije.
— Panie, puść mnie, proszę — przemówił do młodzieńca, strzegącego kraty.
— Panie — krzyknął drugi, goniący za gazeciarzem, — panie, trzymaj tego nędznika.
— Uspokój się, panie de Charny, nie ucieknie — ozwał się młodzieniec z za kraty.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/246
Ta strona została przepisana.