lejno u stołu marszałka de Richelieu, przy aparacie Mesmera, w pokoju panny Oliwji i na balu w Operze.
— Wybaczyć panu, co takiego? — odpowiedział.
— To, że wyjazd jego wstrzymuję.
— Wypadałoby więc z mej strony prosić o przebaczenie, gdybyś się był spóźnił, kawalerze.
— Dlaczego?
— Bo czekałem na pana.
Filip brwi zmarszczył.
— Jakto, oczekiwałeś mnie pan?
— Tak, byłem uprzedzony o pana odwiedzinach. Wszak przed godziną, czy dwoma, chciałeś pan przybyć, gdy wypadek, od woli twej niezależny, zmusił cię do opóźnienia tego zamiaru.
Filip zacisnął pięści, czuł, iż człowiek ten dziwny wpływ na niego wywiera. A Cagliostro, nie zwracając bynajmniej uwagi na wzruszenie, wstrząsające Filipem, rzekł:
— Siadaj, panie de Taverney, proszę.
— Dosyć tych żartów, panie hrabio — odparł Filip, usiłując głosowi swojemu nadać ten sam, co gospodarza, spokój, lecz nie był w stanie poskromić lekkiego drżenia.
— Wcale nie żartuję, oczekiwałem, mówię, na pana.
— A zatem dość tej szarlatanerji, mój panie; ale, jeżeli jesteś czarodziejem, tem lepiej dla pana, bo wiesz, po co tu przybywam, i zgóry możesz się zabezpieczyć.
— Zabezpieczyć... — podchwycił z dziwnym uśmiechem hrabia — przed czem, jeżeli łaska?
— Zgadnij pan, skoro jesteś wróżbitą.
— Zgoda. Aby sprawić panu przyjemność, oszczędzę mu trudu opowiedzenia powodu jego odwiedzin. Przychodzisz pan szukać ze mną sprzeczki.
Słowa te wymówione zostały nie z uprzejmością gospodarza, lecz suchym i ostrym tonem przeciwnika.
— Ma pan słuszność — rzekł Filip — tak wolę.
— Zatem wszystko składa się jak najlepiej.
— Panie, istnieje pewien pamflet...
— Jest ich dużo, mój panie...
— Ogłoszony przez pewnego dziennikarza...
— Dziennikarzy jest wielu.
— Teraz zajmiemy się pamfletem, a później dziennikarzem.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/256
Ta strona została przepisana.