— Panie — rzekł — wydajesz mi się człowiekiem odważnym; wzywam pana do zdania mi sprawy ze szpadą w ręku!
— Sprawy, z czego takiego? — zapytał Cagliostro.
— Z obelgi, wyrządzonej królowej, z obelgi, której stajesz się uczestnikiem, przywłaszczając sobie chociażby jeden egzemplarz tego piśmidła.
— Panie — odrzekł Cagliostro, nie zmieniając postawy — jesteś doprawdy w błędzie, który mnie zasmuca. Ja lubię nowości, wiadomostki skandaliczne, rzeczy ulotne, jednem słowem. Robię zbiory, aby przypomnieć sobie później o tysiącu rzeczach, o których zapomniałbym bez tego. Kupiłem tę gazetę, tak, ale cóż pan widzi w tem ubliżającego komuś, że ją kupiłem?
— Pan mnie znieważa!
— Pana?
— Tak, mnie! rozumie pan?
— Nie rozumiem, na honor.
— Zapytuję pana, czemu tak obstajesz przy kupowaniu tak wstrętnych oszczerstw?
— Wszak powiedziałem już: z zamiłowania do zbiorów.
— Kiedy się jest człowiekiem honoru, nie zbiera się oszczerstw.
— Wybaczysz mi pan, lecz nie zgodzę się na taką ocenę tej gazety, pamfletem być ona może, ale nigdy oszczerstwem!
— Przyzna pan przynajmniej, że to kłamstwo!
— To jeszcze się pan myli, ponieważ królowa była u aparatu Mesmera.
— To fałsz!
— Chce pan powiedzieć, żem skłamał?
— Nie chcę, lecz mówię to.
— A więc, skoro tak! jednem odpowiem panu słowem. Ja sam widziałem.
— Pan ją widział?
— Tak, jak pana widzę.
Filip wpatrzył się w niego; pięknem, szlachetnem i szczerem spojrzeniem chciał walczyć przeciw olśniewającemu wzrokowi Cagliostra, lecz, znużony walką, odwrócił oczy, wołając:
— A jednak! nie cofam tego, co powiedziałem, kłamiesz pan.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/258
Ta strona została przepisana.