na ten raz przynajmniej — tym, których ścigasz, odpuścił. Dla siebie, rozumiesz pan, dla siebie, a nie wiem czemu, wroga w tobie widzieć nie mogę, dla siebie żądać będę, abyś się dał zmiękczyć, przekonać, abyś mi nie pozostawiał tej zgryzoty sumienia, że, widząc zgubę nieszczęsnej królowej, zażegnać jej nie zdołam. To od ciebie uzyskam! Nieprawdaż, panie, zniszczysz ten pamflet, który łzy wyciśnie kobiecie; uzyskam to, bo, na honor, na tę miłość nieszczęsną, którą tak dobrze znasz, klnę się, że tą szpadą, tak bezwładną dla ciebie, u nóg twych serce swoje przeszyję.
— A! — szepnął Cagliostro, patrząc na Filipa wzrokiem, pełnym niewysłwionej boleści; — a! czemuż wszyscy oni tacy nie są, jak ty, wtedy i ja byłbym z nimi, i nie zginęliby!
— Panie, panie! błagam cię, wysłuchaj mojego żądania! — prosił Filip.
— Przelicz pan — rzekł Cagliostro po chwili milczenia — przelicz, czy jest tysiąc tych egzemplarzy, i spal je sam, aż do ostatniego.
Filip pobiegł do szafy, dobył z niej gazety, rzuci! w płomienie, i serdecznie dłoń Cagliostra ściskając, rzek!:
— Bądź zdrów, panie, dzięki ci stokrotne za to, coś uczynił dla mnie.
I wyszedł.
— Bratu — wyrzekł Cagliostro, patrząc za odchodzącym — winienem był to zadośćuczynienie za wszystko, co wycierpiała siostra.
Następnie, podnosząc głos zawołał:
— Niech zajeżdża kareta!
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/263
Ta strona została przepisana.