Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/265

Ta strona została przepisana.

— O niej! do licha! o niej!
— O kim?
— A myślisz, że nic nie wiem o twojej, o waszej wyprawie we dwoje na bal Opery: to ładne.
— Panie, zaręczam...
— No, no nie gniewaj się; jeżeli to ci mówię, to dla twojego dobra; brak ci ostrożności, złapiesz się, do djabła! Tym razem widziano cię z nią na balu, a doczekasz się, że cię zobaczą gdzieindziej.
— Widziano mnie!
— Do licha! miałeś, czy nie, błękitne domino?
Taverney chciał już wybuchnąć z zaprzeczeniem. Lecz są charaktery, dla których wstrętne jest bronić się w pewnych okolicznościach. Bronią się tylko wtedy, gdy pewność mają, iż są kochani i że, broniąc się, oddają przysługę przyjacielowi, którego inni obwiniają.
— I naco — myślał Filip — tłumaczyć się ojcu; a zresztą chcę wszystko wiedzieć!
Spuścił głowę, jak winowajca, który się przyznaje.
— Widzisz więc — ciągnął starzec z triumfem — poznano cię, pewny tego byłem. W rzeczy samej, pan marszałek Richelieu, który lubi cię bardzo, a który pomimo osiemdziesięciu czterech lat był na tym balu, śledził, kto mógł się ukrywać pod dominem, podającem ramię królowej, i ciebie jednego mógł o to posądzić.
— Gdyby mnie podejrzewano — rzekł chłodno Filip — to jeszczebym się nie dziwił, lecz że poznano królowę, to jest coś nadzwyczajnego.
— Czyż to było tak trudno poznać, gdy się zdemaskowała! O! to już doprawdy przechodzi wszelkie pojęcie, taka śmiałość! Widocznie ta kobieta szaleje za tobą.
Filip zapłonił się. Podtrzymywać dalej taką rozmowę, stało się dla niego niepodobieństwem.
— Jeżeli zaś nie było to śmiałością — kończył stary Taverney — musiało to być bardzo nieprzyjemnym wypadkiem. Strzeż się, kawalerze. Zbyt wielu zazdrości nam!
I Taverney zażył potężny niuch tabaki.
Filip stał, cały w potach, z zaciśniętemi pięściami. Gotował się do odejścia, aby przeciąć tę mową z rozkoszą, jakiej się doznaje, przecinając sploty wężowe; zatrzymało go jednak uczucie bolesnej ciekawości, pragnie-