Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/268

Ta strona została przepisana.
XXXV
CZTEROWIERSZ HRABIEGO PROWANCJI

Król układał plany i rozmyślał nad nowemi drogami morskiemi dla okrętów La Peyrouse‘a. Lekkie pukanie do drzwi wyrwało go z marzeń, podnieconych obfitym podwieczorkiem, spożytym przed chwilą.
— Hrabia Prowancji! nie w porę mi!... — mruknął król, odsuwając książkę astronomiczną, na największych figurach roztwartą.
— Proszę — powiedział.
Figurka gruba, krótka i czerwona, z bystrem spojrzeniem weszła krokiem, nadto uniżonym jak na brata, a zbyt poufałym, jak na poddanego.
— Przeszkadzam ci?...
— Nie, miałżebyś co zajmującego do powiedzenia?...
— Pogłoska zabawna, dziwaczna...
— A!... znowu jakaś plotka.
— Na honor, tak, mój bracie.
— Która rozrywkę ci sprawiła?...
— O!... z powodu niezwykłości swojej...
— Złośliwość jakaś, przeciw mnie wymierzona?...
— Bóg mi świadkiem, nie śmiałbym się, gdyby tak było...
— Przeciw królowej zatem?...
— Najjaśniejszy Panie, wystaw sobie, że powiedziano mi poważnie, ależ bardzo poważnie, bardzo poważnie...
— Do rzeczy.
— Otóż, mój bracie — mówił hrabia Prowancji, zmrożony nieco tem przyjęciem, mało uprzejmem — powiedziano mi, że którejś tam nocy królowa nie nocowała w pałacu... Ha... ha... ha...