I zmusza! się do śmiechu.
— Byłoby to nader smutne, gdyby było prawdziwe — odparł poważnie król.
— Lecz to nieprawda, wszak tak, mój bracie?
— Nie.
— Więc i to nieprawda, że widziano królowę, czekającą pod bramą Wodotrysków?....
— Nie.
— Otóż pogłoski utrzymują, że widziano królowę z hrabią d‘Artois tego dnia pod rękę o wpół do pierwszej w nocy.
— Gdzie?...
— Idących do domu, który pan d‘Artois posiada za stajniami. Czy wasza wysokość nie słyszał o tej potworności?
— A jakże, mój bracie, słyszałem, nie obeszłoby się bez tego.
— Jakto, Najjaśniejszy Panie?...
— Tak, alboż nie przyczyniłeś się sam, abym usłyszał o tem?...
— Ja?... Cóż ja takiego zrobiłem?...
— A ów czterowiersz, naprzykład, wydrukowany w „Merkurym“?...
— Czterowiersz — wybąkał hrabia, czerwieńszy, niż przy wejściu.
— Tak czterowiersz, kończący się słowy:
„Co było dalej, ajajaj!
„Nic nie wie nasz Menelaj!“
— Ja, Najjaśniejszy Panie!...
— Nie zaprzeczaj, oto rękopis czterowiersza; pismo twoje... co!.... Nietęgo się znam na utworach poetyckich, lecz na piśmie, o!... jestem biegły...
— Najjaśniejszy Panie, jedno szaleństwo drugie pociąga za sobą.
— Hrabio, zaręczam ci, że szaleństwo z twojej strony było tylko, i dziwi mnie, że filozof mógł je popełnić; nazwę tę czterowierszowi twojemu zostawmy.
— Najjaśniejszy Panie, srogo mnie sądzisz.
— Kara równa przewinieniu, mój bracie. Zamiast wiersze tworzyć, mogłeś się dowiedzieć należycie, co robiła królowa; tak ja uczyniłem. Wtedy, zamiast czterowiersza