— Za tę małą nauczkę dziękuję ci, panie markizie — rzekł z uśmiechem hrabia de Haga.
Condorcet zmieszał się nagle.
— O nie! panie hrabio — powiedział — to prosta jedynie uwaga, ogólnie filozoficzna.
— A więc wyjeżdża — powiedziała pani Dubarry, chcąc przerwać rozmowę i wrócić do poprzedzającej.
— A więc wyjeżdża, — powtórzył Cagliostro. — Lecz nie sądź, pani, aby puścił się zaraz na morze; przeciwnie, widzę, że dużo czasu zmarnuje w Brest.
— Spodziewam się, że mu dano dobrą załogę? — powiedział Richelieu.
— Naturalnie — rzekł Cagliostro, — dowódca statku drugiego jest człowiekiem niepospolitym. Widzę go, człowiek to młody, umysł awanturniczy, ale człowiek na nieszczęście odważny...
— Jakto! na nieszczęście?
— Po roku napróżno szukam tego przyjaciela wiernego, nie widzę go — powiedział Cagliostro, patrząc w szklankę niespokojnie. — Czy nikt z państwa nie jest krewnym pana de Langle?
— Nie.
— Nikt go nie zna?
— Nie.
— A więc zginie pierwszy. Nie widzę go więcej...
— A on... on... la Pérouse?... zawołano.
— On... płynie, przybija do brzegu i znów odpływa... Jeden, drugi rok, żegluga idzie pomyślnie. Przychodzą wieści od niego.[1]
— A potem...
— A potem?
— Lata przechodzą....
— A w końcu?
— W końcu: Ocean jest wielki, niebo czarne. Gdzieś w oddali lądy nieznane, na tych lądach postacie wstrętne, jak potwory archipelagu greckiego. ÓO! la Pérouse! la Pérouse! gdybyś mógł słyszeć, powiedziałbym ci: „Wybierasz się jak Krzysztof Kolumb na odkrycie świata nowego, ale strzeż się wysp nieznanych“.
- ↑ Oficerem, który przywiózł ostatnie wieści o la Pérouse, był de Lesseps, jedyny członek, który powrócił do Francji z tej wyprawy.