przeciw niej, a tem samem i przeciw mnie, zmuszony byłbyś napisać wiersz pochwalny dla swojej bratowej. Powiesz mi może, że przedmiot taki nie daje natchnienia; lecz ja przekładam niezręczną pochwalę nad najlepszą satyrę. Horacjusz mówił to samo, a to ulubiony twój poeta.
— Najjaśniejszy Panie, pognębisz mnie.
— Gdybyś nawet nie był przekonany o niewinności królowej tak, jak ja nim jestem — powtórzył król stanowczo — byłbyś dobrze uczynił, odczytując swego Horacjusza. Nie onże to tak piękne wypowiedział słowa?... Wybacz, kaleczę piękność wiersza:
Tak czyniąc, lepiejbym żył,
I z serca dość miałbym sil!
Tybyś to zręczniej przetłumaczył, mój bracie; lecz sądzę, że myśl ta sama.
Po tej nauczce, ojcowskiej raczej aniżeli braterskiej, czekał, aby winowajca usprawiedliwił się chociaż. Hrabia namyślał się przez chwilę nad odpowiedzią, lecz bez zakłopotania, a raczej jako mówca, pragnący rzecz całą złagodzić.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł — jakkolwiek srogi jest twój wyrok, nie zbywa mi jednak na sposobie usprawiedliwienia i zapewne doczekam się darowania winy mojej.
— Powiedz, mój bracie.
— Winien jestem pomyłki, wszak tak, a nie złych zamiarów?...
— Zgadzam się na to.
— Jeżeli tak, to Wasza wysokość, wiedząc, iż niema człowieka, któryby się nie mylił, przypuścić zechce, że pomyłka moja bezpodstawną nie była.
— Nigdy bym o to nie posądził umysłu twego, który jest wyższy i niepospolity, mój bracie.
— A zatem!... Najjaśniejszy Panie, jakże pomylić się nie miałem, słysząc to wszystko, o czem mówią pogłoski?... My, książęta, żyjemy w atmosferze oszczerstw, przesiąkliśmy nią. Nie powiem, iż uwierzyłem, lecz, że mi opowiadano...
— Mniejsza z tem! — jeżeli tak jest; lecz...