— Moje panie, hrabia d‘Artois twierdzi — rzekła — że widział mnie w Operze.
— O! — wyszeptała Andrea.
— Nie czas już cofać się — ciągnęła królowa — dowiedzże, dowiedź!...
— Więc tak — zaczął książę. — Byłem z marszałkiem de Richelieu, z panem de Colonne, z... byłem w licznem towarzystwie. Maska ci spadła.
— Maska!
— Miałem ci już powiedzieć: to więcej, niż zuchwałe, siostro; lecz zniknęłaś mi, pociągnięta przez towarzysza, który prowadził cię pod rękę.
— Towarzysza! O! Boże! doprowadzasz mnie do szaleństwa.
— W błękitnem dominie — dodał książę.
Królowa przesunęła ręką po czole.
— Któregoż dnia to było? — zapytała.
— W sobotę.
— Boże mój! Boże! O której godzinie widziałeś mnie?
— Około drugiej albo trzeciej.
— Ostatecznie albo ja oszalałam albo ty jesteś szalony.
— Powtarzam ci, że to ja... może się omyliłem... Jednakże...
— Jednakże...
— Nie dręcz się tak... nie spostrzeżono tego... Przez chwilę sądziłem, że byłaś z królem, lecz osobistość ta mówiła po niemiecku, a król zna tylko język angielski.
— Po niemiecku... Niemiec. Ja mam dowody, bracie. W sobotę położyłam się o jedenastej.
Hrabia się ukłonił z uśmiechem niedowierzania.
— Powie ci to pani Misery.
Książę roześmiał się.
— Czemuż nie przywołasz jeszcze Wawrzyńca, szwajcara przy wodotryskach; on także będzie świadczył. Ja ulałem to działo, nie strzelajże z niego do mnie.
— O! nie mieć wiary do tego stopnia! — zawołała królowa z wściekłością.
— Wierzyłbym ci, gdybyś nie wpadła w gniew taki; lecz jakiż na to sposób! Jeśli ja powiem ci — tak, inni, przyszedłszy tu powiedzą — nie.
— Inni? jacy inni?
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/287
Ta strona została przepisana.