Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/292

Ta strona została przepisana.
XXXVII
ALIBI

Pan de Charny wszedł, blady nieco, lecz wyprostowany wygląd jego nie zdradzał cierpienia.
Na widok tego świetnego zgromadzenia, przybrał postawę światowego człowieka i żołnierza zarazem.
— Miej się na baczności, siostro — szepnął królowej hrabia d‘Artois, — zdaje mi się, że zbyt wiele osób badasz.
— Bracie, świat całybym badała, aby znaleźć nareszcie kogoś, coby powiedział mi, że się pomyliłeś.
Charny, zobaczywszy Filipa, powitał go uprzejmie.
— Jesteś pan własnym katem — cichym głosem rzekł do przeciwnika Filip. — Wychodzić będąc rannym... widocznie chcesz umrzeć.
— Nie umiera się z zadraśnięcia o krzak w lasku Bulońskim — odparł Charny, szczęśliwy, że ukłuciem moralnem odpłacić mógł nieprzyjacielowi za bolesną ranę, zadaną szpadą.
Królowa, zbliżając się, przerwała tę rozmową, która niejako była podwójnem „na stronie“.
— Panie de Charny — rzekła — panowie ci mówią, że byłeś na balu w Operze?...
— Tak, Wasza wysokość — odpowiedział Charny z ukłonem.
— Powiedz nam, co tam widziałeś?...
— Czy Wasza wysokość pyta, co tam widziałem, czy kogo?...
— Właśnie... kogo widziałeś; bez żadnej dyskrecji tylko, panie de Charny, bez żadnych uprzejmych omówień.
— Czy wszystko mam powiedzieć, Waszej wysokości?...