Motte i hrabia de Charny. Andrea czuła, że pękłoby chyba jej serce, gdyby, poszedłszy za Filipem, dla pocieszenia go, co było jej obowiązkiem, pozostawała swobodnie Charny‘ego z panią de la Motte i królową. Byłoby to właściwie sam na sam dla królowej i Charny‘ego. Odgadywała to po mince hrabiny skromnej, a poufałej zarazem. Trudno wytłumaczyć, co odczuwała. Byłabyż to miłość?
— O! miłość — myślała. Nie zapuści korzeni w sercu, sprofanowanem wspomnieniami, na gruncie, łzami zmrożonym. Nie, to, co panna de Taverney uczuwała dla Charny‘ego, nie było miłością. Myśl tę z wysiłkiem oddalała od siebie, przysięgła sobie bowiem, że nic już na ziemi tej nie ukocha. Czemuż zatem cierpiała tak gorzko, kiedy Charny skierował do królowej te słowa, pełne czci i bezgranicznego przywiązania? Chyba była to tylko zazdrość.
Tak, przyznawała się do tego uczucia przed sobą; nie była zazdrosną o miłość, jaką mężczyzna powziąć mógł dla innej, niż ona kobiety, lecz o kobietę, zdolną wzbudzić, przyjąć i upoważnić tę miłość.
Ze smutkiem spoglądała na przesuwających się przed jej oczami rozkochanych, pięknych rycerzy nowego dworu. Ci dzielni i pełni ognia ludzie nie pojmowali jej wcale, i oddalali się, złożywszy jej hołd, jedni dlatego, że chłód jej nie był obłudny, inni znowu, że oziębłość ta była w dziwnej sprzeczności z atmosferą, w której żyła Andrea.
Żyjąca zagadka nie ma w sobie powabu; Andrea wiedziała o tem dobrze; zauważyła spojrzenia, odwracające się od niej stopniowo, zauważyła umysły, rozumowi jej niedowierzające, lub zaprzeczające go zgoła. Więcej jeszcze widziała. Zaniedbanie to stawało się nawyknieniem u dawnych znajomych, a u nowych instynktem; nie było już we zwyczaju zbliżać się do panny de Taverney, aby pomówić z nią. Ktokolwiek pokłonił się pannie de Taverney, wykręcał się zaraz na pięcie i uśmiechał się do innej kobiety, ponieważ obowiązek względem Andrei już spełnił. Wszystkie te oznaki nie uszły bystrych oczu dziewczyny. Ona, której serce doznało rozmaitych udręczeń, ani jednej nie doznawszy rozkoszy, ona, która czuła przybywające lata z całym orszakiem bladej tęsknoty i wspomnień czarnych; w głębi serca wzywała tego, co gromi więcej, niż przebacza, i w bezsennych nocach roz-
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/296
Ta strona została przepisana.