Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/297

Ta strona została przepisana.

ważała rozkosze, będące udziałem szczęśliwych kochanków wersalskich.
Gdy spotkała Charnego, gdy ujrzała oczy młodzieńca, które z ciekawością na niej się zatrzymując, zwolna otaczały ją, jakgdyby siecią sympatyczną, zapomniała o dziwnej powściągliwości, jaką wobec niej zachowywali wszyscy dworzanie. Dla tego mężczyzny była więc kobietą. On rozbudził w niej życie. Stąd też panna de Taverney przywiązała się tak nagle do tego człowieka, który dał jej odczuć całą jej żywotność. Dlatego unieszczęśliwiała ją myśl, że inna kobieta miała zniweczyć sny jej, zaledwie wyszłe ze złocistych podwoi.
Panna de Taverney, nie chcąc zostawić królowej sam na sam z panem de Charny, nie chciała jednak należeć do rozmowy, po odprawie, jakiej brat jej doznał.
Usiadła przy rogu kominka, plecami nieledwie zwrócona do grupy, którą tworzyła królowa siedząca, stojący, napół pochylony Charny, i pani de la Motte, wyprostowana, we framudze okna, gdzie udana jej nieśmiałość znalazła sobie schronienie, a ciekawość dogodny punkt obserwacyjny. Królowa milczała przez chwilę, nie wiedziała bowiem, jak zawiązać rozmowę po tem drażliwem wyjaśnieniu, jakie nastąpiło przed chwilą.
Charny wydawał się cierpiącym, a postawa ta zjednywała mu królowę.
Nareszcie Marja-Antonina przerwała milczenie i, odpowiadając na myśl swoją i innych, odezwała się nagle:
— To dowodzi, że nie brak nam nieprzyjaciół. Ktoby uwierzył, że takie nikczemne rzeczy dzieją się na dworze francuskim, ktoby uwierzył, nieprawdaż, panie?
— Ależ, mój Boże! — odrzekł Charny — dla Waszej Wysokości niema nieprzyjaciół, tak samo jak węży dla orła. Wszystko, co nisko pełza po ziemi, do niej przylgnąwszy, nie może szkodzić tym, którzy ponad obłoki się wznoszą.
— Panie — żywo odrzekła królowa — wiem o tem, iż powróciłeś z wojny zdrów i cały; tak samo z pośród burz morskich wyszedłeś zwycięski i kochany; gdy tymczasem ci, których wrogowie, jakich my mamy naprzykład, zbrukają dobrą sławę śliną oszczerstwa, tych życiu niebezpieczeństwo nie grozi, wszak prawda, lecz po każdej burzy takiej starzeją się, przywykają do pochylania czoła, z oba-