gę pobawić się klejnotami, lecz pragnąć ich byłoby grzechem.
— Wasza Królewska Mość ma dość czasu do namysłu — szepnął Bochner — jutro przyjdziemy...
— Czy zaraz czy potem, zapłacić trzeba zawsze. Dlaczego macie czekać?... Potrzebujecie pieniędzy, a płacą wam zapewne dobrze...
— Tak, Najjaśniejsza Pani, gotówką — odparł po kupiecku Bochner.
— Zabierajcie!... — zawołała królowa — schowajcie djamenty do pudełka!... Prędko!... prędko!...
— Wasza Królewska Mość zapomina może, że klejnoty podobne to gotówka i że za sto lat naszyjnik tę samą posiadać będzie wartość.
— Daj mi, hrabino, półtora miljona — odparła królowa z uśmiechem wymuszonym — a zobaczymy...
— O!... gdybym je miała!... — zawołała Joanna — gdybym miała...
Zamilkła. Milczenie bywa często od słów wymowniejsze.
Bochner i Bossange wolniutko chowali djamenty; królowa nie obejrzała się nawet.
Znać było przymus w zachowaniu się Marji Antoniny, znać było walkę wewnętrzną i zwycięstwo, z trudem otrzymane. Według zwyczaju swego, w podobnem usposobieniu, wzięła książkę i przerzucała kartki jej, nie czytając.
Jubilerzy zabierali się do opuszczenia gabinetu, mówiąc:
— Zatem Wasza Królewska Mość odmawia stanowczo?...
— Tak... stanowczo! — i, rumieniąc się, Marja Antonina, westchnęła.
Królowa w stała niespodzianie, przeszła po pokoju, a zatrzymując się przed Joanną:
— Hrabino — rzekła głosem ostrym — zdaje się, że król nie przyjdzie. Odłóżmy na drugi raz prośbę naszą.
Joanna złożyła ukłon pokorny i wychodziła.
— Nie zapomnę o pani — dodała królowa z dobrocią.
Joanna ucałowała gorąco rękę królowej i wyszła nareszcie, zostawiając ją smutną i odurzoną.
— Boleść z powodu niemożności posiadania, szał i pragnienie klejnotów — myślała Joanna. — I ona jest królową!... O!... nie, to tylko kobieta.
I znikła, rozmyślając dalej...
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/309
Ta strona została przepisana.