sięgał pragnieniami wysoko, pokrywając ambicję maską miłości niecierpliwej.
— Nareszcie widzę cię, najdroższa Joanno! — zawołał. — Tak potrzebną mi jesteś, tak nieodzowną, iż dzień cały stracony był dla mnie na myśl, żeś odjechała. Czy przynajmniej szczęśliwie powróciłaś z Wersalu?
— Jak widzisz, ekscelencjo.
— I zadowolona jesteś?
— Zachwycona.
— Więc królowa cię przyjęła?
— Trzy godziny spędziłam w gabinecie Jej Królewskiej Mości.
— Jesteś czarodziejką, nikt ci się oprzeć nie może...
— Oho! przesadzasz, mój książę.
— Prawdę tylko mówię; przez trzy godziny zatem byłaś pani z królową?
Joanna skinęła głową potakująco.
— Trzy godziny! — powtórzył kardynał — ileż to rzeczy kobieta rozumna przez ten czas powiedzieć może!
— Bądź pan pewny, iż nie traciłam czasu napróżno.
— Pewny jestem, żeś przez te trzy godziny ani razu o mnie nie pomyślała!
— Niewdzięczny!
— Doprawdy? — zawołał kardynał.
— Nawet więcej, niż myślałam...
— Czy być może?
— Mówiłam o panu.
— Mówiłaś o mnie, a z kim? — zapytał książę, z biciem serca i głosem, który zdradzał wzruszenie wielkie.
— Z kimże, jeżeli nie z królową.
I, mówiąc to, Joanna nie patrzyła na kardynała, jakby ją nie obchodziło sprawione wrażenie.
Kardynał udawał, iż zajmuje go jedynie to, co królowa o Joannie mówiła, Joanna zaś kładła główny nacisk na to, co kardynała obchodzić mogło. Zaledwie skończyła sprawozdanie szczegółowe, gdy tenże sam lokaj oznajmił, iż kolację podano.
Joanna poprosiła księcia wzrokiem, kardynał przyjął skinieniem głowy. Podał rękę pani domu, która przywykła prędko do roli swojej i przeszli do sali jadalnej. Po kolacji, przy której czarodziejka rzucanemi zręcznie słówkami upoiła księcia nadzieją i miłością; poznał nakoniec,
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/312
Ta strona została przepisana.