Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/316

Ta strona została przepisana.

kwiat świeży, przy staniku sukni, wart więcej, niż brylant w kolczyku.
— Nie przeczę temu, lecz utrzymuję, że obecnie ma wielką ochotę zawiesić djamenty na szyi.
— Nie uwierzę ci, hrabino, aż mi dasz dowód!
— Nic łatwiejszego, wszak oglądałam naszyjnik.
— Ty, hrabino?
— Ja sama; nietylko widziałam lecz miałam go w ręku.
— A gdzież to było?
— A gdzież, jeżeli nie w Wersalu.
— W Wersalu?
— Tak, dokąd przynieśli go jubilerzy, aby ostatecznie skusić królowę.
— Czy rzeczywiście tak piękny?
— Cudowny!
— Zatem, jako kobieta, przypuszczasz, że marzyc można o takim klejnocie?
— Nietylko marzyć, lecz stracić sen i apetyt.
— Co za szkoda, że nie mogę ofiarować królowi okrętu!..
— Okrętu!... a to naco?....
— Dałby mi wzamian naszyjnik, a gdybym go posiadał, mogłabyś spać i jeść spokojnie.
— Żartujesz pan....
— Przysięgam, że mówię serjo...
— Zadziwisz się pan, gdy ci coś powiem...
— Słucham.
— Nie przyjęłabym naszyjnika.
— Tem lepiej!... hrabino, bo nie byłbym w możności nabycia takiego klejnotu.
— Niestety!... ani pan, ani nikt inny; to właśnie czuje królowa i dlatego cierpi...
— Powtarzam ci, że król go jej ofiarowywał.
Joanna poruszyła się niecierpliwie.
— A ja powiadam, ze kobiety lubią przedewszystkiem podarunki, od tych, którzy nie zmuszają do przyjęcia...
Kardynał spojrzał uważniej na Joannę.
— Nie rozumiem — odrzekł.
— A więc dajmy temu spokój. Co księcia obchodzić może naszyjnik, skoro go nabyć nie możemy?...
— O!... gdybym był królem, a, ty królową, musiałabyś go nosić.
— Otóż choć nie jesteś książę królem, zmuś królową,