żeby go przyjęła, a przekonasz się, iż nie będzie obrażoną.
Książę spojrzał znów na Joannę.
— Pewna jesteś, że się nie mylisz; królowa naprawdę pragnie naszyjnika?...
— Pragnie namiętnie... Otóż czy mi się zdaje, kochany książę, czy też mówiłeś mi kiedyś, iż chciałbyś zostać ministrem?...
— Bardzo być może, iż mówiłem, kochana hrabino.
— Załóżmy się zatem...
— O co?...
— Że królowa zrobi ministrem tego, który najdalej za tydzień złoży jej na tualecie naszyjnik...
— O!... hrabino, co mówisz?...
— Mówię, co wiem... Wolałbyś, książę, żebym myślała w cichości?...
— O nigdy!...
— To, co mówię, pana nie dotyczy. Z pewnością nie wyrzucisz, książę, półtora miljona dla kaprysu królowej; za drogo kosztowałaby teka ministra, która cię nie ominie i bez tego, bo ci się należy...
— Jesteś zachwycającą, hrabino; posiadasz serce czułe i umysł silny, tak mało masz w sobie kobiecości chwilami, że przerażasz mnie... niekiedy znów jesteś kobietą namiętną, słabą i, dziękuję niebu, że taką jesteś, a nie inną.
Kardynał zakończył komplement ucałowaniem rączki.
— Nie mówmy już o tem — powiedział.
— Dobrze, nie mówmy — pomyślała Joanna — lecz zdaje mi się, że połknął wędkę...
Książę zaczął w tej chwili:
— Sądzisz więc, że Bochner przyszedł z własnego popędu?...
— Tak, z Bossange‘m — odpowiedziała pani de la Motte dobrodusznie.
— Bossange... — odezwał się kardynał, przypominając sobie niby — czy to nie wspólnik jego?...
— Tak, wspólnik, wysoki, chudy.
— A!... to ten sam... Gdzież mieszka?...
— Zdaje mi się, że na wybrzeżu de la Ferdille, lub Szkolnem, nie wiem dokładnie; w każdym razie niedaleko od Nowego Mostu.
— Masz słuszność, około Nowego Mostu, widziałem nazwisko, wypisane nad drzwiami, przejeżdżając tamtędy.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/317
Ta strona została przepisana.