— Oho!.. — szepnęła Joanna — rybka się złapała.
Zgadła Joanna, albowiem kardynał, opuszczając nazajutrz rano pałacyk na przedmieściu Ś-go Antoniego, kazał się zawieźć prosto do Bochnera.
Pragnął nie być poznanym, lecz Bochner i Bossange byli jubilerami dworu, i po pierwszem słowie już go tytułowali eminencją.
— Tak, jestem eminencją rzeczywiście — powiedział kardynał — poznaliście mnie, panowie, lecz proszę, aby nikt więcej o tem nie wiedział.
— Czekamy rozkazów pańskich, a tajemnicę zachowamy święcie.
— Chcę nabyć naszyjnik djamentowy, który pokazywaliście panowie królowej.
— W rozpaczy jesteśmy, eminencjo, bo przychodzi pan za późno.
— Dlaczego?...
— Naszyjnik już sprzedany.
— Niepodobna, wszak wczoraj pokazywaliście go, panowie, królowej.
— Królowa odmówiła przyjęcia i dawniejszy nabywca utrzymał się przy swych prawach.
— A kto jest tym nabywcą? — zapytał kardynał.
— To pozostać musi tajemnicą.
— Jeżeli tak, to bywajcie, panowie, zdrowi.
Kardynał zabierał się do wyjścia.
— Ale, eminencjo....
— Sądziłem, że panowie — dodał kardynał, — że jubiler korony francuskiej powinien być szczęśliwy, sprzedając klejnoty tej wartości w kraju; panowie przekładacie Portugalję, róbcie zatem, jak wam się podoba.
— Wasza eminencja wie o wszystkiem? — zawołał jubiler.
— Cóż w tem dziwnego?...
— Jeżeli Wasza eminencja jest tak dobrze powiadomiony, to chyba przez królowę.
— A gdyby tak było? — odparł de Rohan, nie zbijając podejrzenia schlebiającego miłości jego własnej.
— O!.. eminencjo, to zmienia rzecz zupełnie!...
— Nie rozumiem dlaczego?...
— Czy mogę mówić otwarcie?...
— Proszę.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/318
Ta strona została przepisana.