Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/323

Ta strona została przepisana.
XLIII
PAN DUCORNEAU TRACI GŁOWĘ

Don Manoël y Souza, zaperzony, jak kogut, i rozczerwieniony, sprzeczał się właśnie z panem naczelnikiem stowarzyszenia, a obecnie lokajem swoim.
Gdy Beausire wszedł, zacni wspólnicy o mało za łby się nie brali.
— Otóż jest Beausire — zawołał naczelnik — niech on nas rozsądzi.
— Cóż się tu stało? — zapytał sekretarz z miną sędziego, porozumiawszy się wprzód wzrokiem z amabasadorem.
— Wiesz pan dobrze — rzekł mniemany lokaj — że Bochner przyjdzie dziś skończyć interes z naszyjnikiem.
— Wiem o tem.
— I że trzeba mu wyliczyć sto tysięcy liwrów.
— Naturalnie.
— Te sto tysięcy są własnością stowarzyszenia, wszak prawda?
— Bezwątpienia.
— Więc pan Beausire przyznaje mi rację — dodał naczelnik, zwracając się do ambasadora.
— Powoli, powoli, mój panie — przerwał portugalczyk, nakazując gestem milczenie.
— Zgadzam się jedynie ze zdaniem pana na tym punkcie — mówił Beausire — że sto tysięcy liwrów są własnością stowarzyszenia.
— Tego tylko chciałem... A zatem kasa, w której złożona ta suma, nie powinna się znajdować w biurze, przyległem do pokoju pana ambasadora.
— Dlaczego? — rzekł Beausire.