Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Dla przekonania nas o władzy swojej, odkryj nam naprzykład tajemnicę, o której tylko we dwóch wiemy.
— Którą? — zapytał Cagliostro z uśmiechem.
— No, powiedz, dlaczego zacny Taverney siedział ciągle w Wersalu, zamiast mieszkać spokojnie w dobrach swoich de Maison-Rouge, które król odkupił przed 3 laty?
— Nic łatwiejszego, panie marszałku, — odparł Cagliostro. — Przed dziesięciu laty pan baron oddawał na własność córkę swoją, pannę Andreę de Taverney, królowi Ludwikowi XV; lecz mu się to nie udało...
— Oh! oh! — mruknął Taverney.
— Dziś zaś pan baron ofiaruje syna swego, Filipa de Taverney, królowej Marji Antoninie... Zapytaj go pan, czy kłamię?
— Na honor — rzekł Taverney — ten człowiek jest czarownikiem, albo niech mnie wszyscy djabli porwą!
— Tylko — parsknął marszałek — nie mów tak odważnie o djabłach, mój stary przyjacielu.
— Straszne! przerażające!... — mruczał Taverney.
I odwrócił się do czarownika, chcąc go prosić o sekret, ale Cagliostro znikł bez śladu.
— No, Taverney kochany! chodźmy do salonu, ho wypiją kawę bez nas, lub co gorsza, zimną nam ją podadzą.
Wrócili do salonu... Jakież było jednak ich zdziwienie, gdy żywego ducha tam nie zastali. Ogień trzaskał na kominku, w kandelabrach paliły się świece, kawa gorąca czekała — wszystko napróżno. Nikt nie miał odwagi spotkać się raz jeszcze z grobowym wróżbitą.
— Na honor, stary towarzyszu, zdaje mi się, że we dwóch tylko kawę wypijemy... Tam do licha, nawet ten się także gdzieś podział...
I Richelieu oglądał się dokoła, ale mały staruszek ulotnił się z innymi.
— No, no, i tego niema; wszystko mi jedno, — rzekł książę, śmiejąc się i zacierając ręce. — Ja tylko jeden umrę na łóżku... O, panie Cagliostro, nie jestem wcale niedowiarkiem, wierzę ci zupełnie.... Umrę na łóżku i jak można najpóźniej? prawda? Hola! kamerdyner! podaj no mi moje krople.
Służący wszedł z flakonem w ręku i udał się za marszałkiem do sypialnego pokoju.

KONIEC PROLOGU