Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/351

Ta strona została przepisana.

tylko nie tego żelaznego człowieka... Uścisnął tylko lekko rękę Oliwji i zapuścił story u okien karety.
— Ratuj mnie pan! ratuj! — powtarzała biedaczka.
— Uspokój się, przyrzekam...
— Mówi pan, że policja wie o wszystkiem, zatem oni mnie odszukają?
— Tam, gdzie ja cię schowam, nikt cię nie znajdzie; będziesz u mnie...
— U pana! — zawołała ze zgrozą — więc do pana jedziemy?
— Czyś zwarjowała? — odrzekł — nie pamiętasz już o naszej umowie? Nie jestem twoim kochankiem i nie pragnę nim zostać.
— Więc to będzie więzienie?
— Jeżeli przekładasz klasztor, to wolno ci wybierać...
— Zdaję się na pana — odpowiedziała przerażona — czyń ze mną, co chcesz.
Zatrzymali się na ulicy Neuve-Saint-Gilles, przed domem, w którym Cagliostro przyjmował Filipa de Taverney.
Zaprowadził Oliwję do ustronnego pokoju na drugiem piętrze.
— Pragnę — powiedział — abyś się tu czuła zupełnie szczęśliwą.
— Szczęśliwą! — zawołała płacząc. — Szczęśliwą bez wolności, bez spacerów! Smutno tu, ponuro, nawet ogrodu żadnego nie widać! O! ja tego nie przeżyję!...
— Masz słuszność — odrzekł — chcę, aby ci u mnie na niczem nie zbywało, a tu nie wesoło, i w dodatku służba cię zobaczy i może stać się natrętną.
— Sprzedadzą mnie w końcu.
— O! nie obawiaj się; ludzie moi sprzedają tylko to, co chcę od nich kupić, lecz żeby cię uspokoić, dziecko kochane, postaram się o inne mieszkanie dla ciebie. Nie chcę także, abyś z głodu umarła, moja droga. Zadzwoń jak będziesz czego potrzebować, a stawię się natychmiast.
Pocałował ją w rękę i wyszedł.
— Panie! — zawołała — przedewszystkiem pragnę wiadomości od Beausira.
— Będziesz je miała — odpowiedział hrabia.
Zamknął na klucz drzwi od pokoju, a schodząc ze chodów, zamyślony, mówił do siebie: