snej szkatuły ofiarowała pięćset luidorów. Klasztory zamieniono w przytułki. Szpitale, gmachy publiczne, pałace arystokracji otwierały swe podwoje i, za przykładem zamków królewskich, rozniecały ognie w dziedzińcach ku rozgrzaniu zziębniętych i głodnych. Spodziewano się w ten sposób doczekać zmiany! Mróz jednak trzymał bez przerwy, co wieczór niebo czerwone iskrzyło się gwiazdami a blask ich chłodny rozsiewał dokoła śmierć. Ziemię, cokolwiek podczas dnia odtajałą, pokrywała nocą powłoka lodowa. Setki robotników odkopywało śnieg z przed domów, odrzucając go na ulicę i tworząc tym sposobem dwa wały wysokie i wilgotne, zaciemniające i bez tego wąskie przejścia. Ciężkie powozy z obmarzniętemi kołami, konie padające co chwila na gołoledzi, staczały się na te wały śniegowe, grożące zarówno jadącym, jak i przechodniom.
Komunikacja wszelka ustała, siły ludzkie nie były w stanie zapobiec złemu. Paryż zwyciężony zdał się na łaskę zimy. Przez grudzień, styczeń, luty i marzec trwał już ten stan piekielny. Kilkodniowa — od czasu do czasu — odwilż zamieniała miasto w ocean ścieków i brudu. Niektóre ulice wpław trzeba było przebywać. Paryż, zawrze ten sam, komponował dowcipne kuplety, śpiewał i bawił się powodzią, śmiercią i głodem. Tłumy dążyły do hal przyglądać się przekupkom, które w wysokich butach, do pasa podkasane, obsługiwały kupujących ze śmiechem, żartami, obrzucając się błotem, w którem brodziły. Po odwilży brał zwykle mróz i pokrywał wodę i błoto — lodem błyszczącym i śliskim. Można było przewidzieć chwilę, w której, dla braku komunikacji, ani wodą ani lądem żywność do Paryża przedostać się nie potrafi. Król, widząc ostateczność, zwołał wielką radę. Postanowiono wydalić z Paryża, to jest, prosić, aby się zeń wynieśli na prowincję: biskupi, proboszcze, zakonnicy, a także gubernatorzy, prefekci i urzędnicy prowincjonalni. Ludzie ci przynosili miastu wielką szkodę, zużywali bowiem masę opału w swoich pałacach, spotrzebowywali dużo żywności w wykwintnych swoich kuchniach. Lud paryski ocenił dobroczynność króla i miłosierdzie królowej. Wdzięczność pospólstwa wyrażała się w sposób oryginalny. Na rogach głównych ulic wznoszono artystycznie wykonane w śniegu posągi pary królewskiej.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/37
Ta strona została przepisana.