Nareszcie, przy schyłku marca, zaczęto się ocieplać powoli. Nigdy jeszcze położenie nie było równie straszne; po dniach cieplejszych — noce chłodne i wichry mroźne doprowadzały lud do rozpaczy. Wody Sekwany zalały przedmieścia. Aż oto w pierwszych dniach kwietnia, zima znów powróciła. Śnieg pokrył bulwary i wybrzeża, sanki znów się ukazały. Cudowny to był widok! Powozy, pędzące cicho, bez turkotu po ulicach pokrytych białym całunem, stały się postrachem dla pieszych, którzy, nie słysząc nadjeżdżających i nie mając gdzie uniknąć, z powodu nagromadzonych lodów, dostawali się pod kola. W kilka dni miasto napełniło się rannymi i umierającymi. Wtedy dopiero policja zaczęła zwracać na to uwagę. Kazano bogaczom wynagradzać biedaków, których tratowali. Bo w owym czasie możnowładztwa, arystokracja miała prawa nawet co do sposobu jazdy. Książę krwi jeździł co koń wyskoczy, nie wołając; na bok!... książę zwyczajny, par Francji i artystka opery jeździli wyciągniętym kłusem; prezydent i finansista kłusem zwyczajnym.
W tydzień po pamiętnym obiedzie, wydanym przez księcia Richelieu w Wersalu, w dzień słoneczny, lecz chłodny ukazało się w Paryżu na placu królowej czworo sanek eleganckich, pędzących od strony Pól Elizejskich. Za miastem sanna była jeszcze wyborna — w mieście ulice były czarne, a śnieg zmieszany z błotem. To też kawalkata zwolniła w mieście biegu. W pierwszych samach siedziało dwóch panów w ciemnych płaszczach sukiennych, z kołnierzami futrzanemi; różnicę w ubraniu stanowiło to jedynie, że jeden miał guziki i sznury złote, drugi zaś jedwabne tylko. Panowie siedzący w sankach, ciągniętych przez karego bieguna, z nozdrzy którego buchała para,
oglądali się bezustannie. W drugich sankach znajdowały się dwie kobiety, zatonięte i otulone futrami — i gdyby nie wysokość koafiur na głowach, na czubku których pióra powiewały, możnaby je wziąć było tak dobrze za kobiety. jak za mężczyzn. Dwie te damy, przytulone do siebie, prowadziły ożywioną rozmowę, nie zważając wcale na licznych przechodniów, gapiących się natrętnie. Jedna z nich, wyższa, zasłaniała usta chusteczką batystową, haftowaną, a głowę, pomimo wiatru ostrego, trzymała sztywno i hardo.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/38
Ta strona została przepisana.