— Zgadłam zatem, czy to sekret i powodu gorączki?
— Tak.
— Z powoda gorączki pana de Charny?
— Tak.
— I przychodzisz, aby mi powiedzieć o tem?
— Ma się rozumieć!
— Mówże prędko! Wiesz, że jestem ciekawą. No, zaczynaj od początku.
— Otóż, proszę pani...
— Czekam doktorze.
— Nie, to ja czekam.
— Na co?
— Żeby mnie Wasza Królewska Mość pytała. Opowiadam fatalnie, lecz zapytywany, mówię jak z książki.
— Zaczynam tedy. Co jest panu de Charny?
— Nie tak, to zły początek. Zapytaj, Najjaśniejsza Pani, dlaczego zabrałem pana de Charny do jednego z dwóch moich pokoików ciasnych, zamiast zostawić go w galerii lub w mieszkaniu oficerów straży królewskiej?
— Dobrze, pytam oto, bo rzeczywiście to dziwne.
— Nie chciałem pozostawić pana de Charny ani w galerii, ani w owem mieszkaniu, dlatego, że choroba pana de Charny nie jest zwyczajną.
— Co mówisz, doktorze?
— Pan de Charny w gorączce gada od rzeczy, jak szalony.
— O mój Boże! — zawołała królowa, składając ręce.
— W dodatku — ciągnął Louis, przysuwając się do królowej — biedny chłopiec wygaduje historje niestosowne wcale dla uszu panów ze straży królewskiej, lub kogokolwiek bądź innego.
— Doktorze!
— Nie trzeba było wypytywać, kiedy pani nie chciała, abym odpowiadał.
— Mów mów, kochany doktorze — rzekła królowa, biorąc, za rękę zacnego człowieka.
— Otóż ten młody człowiek jest ateuszem i bluźni w gorączce...
— To być nie może, przeciwnie, on taki religijny.
— Może tylko egzaltowany?
— Tak, to najpewniej.
Królowa przybrała maskę obojętności i zimnej krwi,
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/381
Ta strona została przepisana.