Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/389

Ta strona została przepisana.

na panienko. Źle miejsce wybrałaś. Chodźmy gdzieindziej, jeżeli to ma trwać długo.
— Dziesięć minut, doktorze, więcej nie wymagam.
— No, dobrze, niech będzie dziesięć minut, tylko nie stojąco, moje nogi tego nie lubią; chodźmy, pani, usiądziemy.
— A gdzie?...
— Jeżeli chcesz, to na ławce w korytarzu.
Andrea nie wiedziała o bytności królowej i nie domyślała się, ile w milczeniu poczciwego doktora było smutnej życzliwości i litości pobłażliwej, wzięła je więc za naganę i jak zawsze uczula się niemile dotkniętą.
— To, co uczyniłam — rzekła — nie powinno cię dziwić, doktorze; pan de Charny jest chory, wskutek rany otrzymanej w pojedynku z bratem moim.
— Z bratem pani!... — wykrzyknął doktór Luis — więc to pan Filip de Taverney zranił pana de Charny?...
— Tak, rzeczywiście.
— Ależ ja nic nie widziałem!...
— Teraz pojmuje pan, że chcę i powinnam być u nie go i zapytać przynajmniej, czy bardzo cierpi.
— Masz słuszność, drogie dziecię — powiedział poczciwiec, uszczęśliwiony, że może być pobłażliwym. — Nie wiedząc o niczem, jak mogłem odgadnąć prawdziwy powód... Zatrzymał się, chcącc dać poznać Andrei, że przyjmuje jej tłumaczenie, lecz niezupełnie wierzy.
— Doktorze kochany — rzekła Andrea, położywszy mu obie rączki na ramieniu i patrząc prosto w oczy — wypowiedz całą myśl twoją.
— A czy nikt nas nie podsłucha? — zapytała Andrea bojaźliwie.
— Nikt a nikt, kochana pani.
— Nawet ranny, który się tam znajduje? — dodała, wskazując pokój doktora, oświecony przyćmioną niebieskawą lampą.
— Nie, nie, bądź pani spokojna, nawet ten biedny chłopiec nas nie usłyszy, on właśnie, mniej niż kto inny...
— O!... Boże wielki, więc tak bardzo chory? — zawołała.
— Tak, prawdę mówiąc, źle z nim jest. Lecz powiedz mi, pani, co cię tu przywiodło; tylko prędko, moje dziecię, wiesz, że królowa czeka na mnie.