Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/395

Ta strona została przepisana.

— Chcesz mi powiedzieć, że hrabia?... — nalegała królowa.
— Czy pani rozkazuje mówić?
— Naturalnie, pragnę tego.
— A zatem, hrabia jest zakochany szalenie; oto u chciałem powiedzieć: Wasza Królewska Mość kazała usłuchałem.
Królowa wzruszyła ramionami, co miało znaczyć: — „A to śliczna historja!“.
— Pani sądzi, że można wyzdrowieć z tego, jak z rany? podjął doktór.
— O nie, złe się zakorzenia i z chwilowego obłędu pan de Charny wpadnie w monomanii śmiertelną. A wtedy...
— A wtedy co doktorze?
— Zgubi pani młodzieńca.
— Naprawdę, doktorze, dziwnie się wyrażasz. Ja zgubię tego młodzieńca! Cóżem ja winna, że mu się w głowie pomieszało?
— Naturalnie, że pani.
— Obrażasz mnie, doktorze.
— Jeżeli pani nie jest przyczyną w tej chwili — ciągnął doktór nieustraszony — będziesz nią później.
— Poradź więc, co mam czynić, przecież to twoja powinność — rzekła królowa, ułagodzona trochę.
— To znaczy, że mam przepisać lekarstwo?
— Jak ci się podoba.
— Oto jest. Trzeba leczyć młodego balsamem lub żelazem, niech kobieta, której imię powtarza bezustannie zabije go lub uzdrowi.
— Wpadasz w ostateczności, kochany doktorze — przerwała królowa niecierpliwie. — Zabić... uzdrowić, wielkie słowa, zaiste! Czyż można zabić mężczyznę oziębłością?
Czy podobna uleczyć biednego szaleńca jednym uśmiechem?
— O! jeżeli i pani jeszcze nie dowierza — rzekł doktór — nie mam tu co robić więcej, tylko pożegnać winienem Waszą Królewską Mość.
— Czyż to o mnie chodzi właściwie?
— Nic nie wiem i nie chcę wiedzieć, powtarzam tylko, że pan de Charny jest szaleńcem z odbłyskami rozumu i że to może go uczynić warjatem i zabić, a osoba