— Andreo kochana, masz takie dobre oczy, sprobuj-no zatem przeczytać na rogu, jak się ta ulica nazywa odezwała się starsza dama, mogąca mieć najwyżej lat trzydzieści parę.
— Ulica Pont-aux-Choux — odrzekła młodsza ze śmiechem.
— Cóż to za ulica?... O mój Boże, zabłądziłyśmy chyba!... Powiedziano mi, że dziesiąta ulica na prawo. Ale czy ty czujesz, Andreo, jak tu pachnie świeży chleb?...
— Nic dziwnego — odpowiedziała towarzyszka, jesteśmy przed piekarnią.
— Wiesz co?... spytaj się, gdzie jest ulica Saint-Claude — rzekła starsza pani, i zbliżyła się do drzwi sklepu.
— O ulicę Saint-Claude wam chodzi, piękne damulki moje?... — odezwał się głos wesoły — chcecie wiedzieć, gdzie ta ulica?...
Kobiety zwróciły się w stronę głosu i zobaczyły czeladnika piekarskiego, stojącego przed domem. Pomimo mrozu, świecił on gołą piersią i bosemi nogami.
— Na Boga!... — zawołała młodsza, chowając się za towarzyszkę, — ten człowiek jest nagi!... Czyżbyśmy aż do Australji zawędrowały?...
— Szukacie ulicy Saint-Claude? — ciągnął piekarczyk, nie pojmując, iż można się było zdziwić jego kostjumem.
— Tak, przyjacielu — odpowiedziała starsza dama, powstrzymując się od śmiechu.
— Zaraz sam wam drogę wskażę — rzekł wesoły chłopak — i pobiegł naprzód, stukając sabotami.
— Ależ nie!... nie potrzeba — zawołała starsza z kobiet, nie życząc sobie przewodnika podobnego, powiedz nam tylko w której to stronie, to same trafimy.
— Pierwsza ulica na prawo, proszę pani — odrzekł chłopak.
— Dziękujemy!... zawołały obie kobiety i pobiegły w stronę wskazaną, tłumiąc szalony śmiech.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/40
Ta strona została przepisana.