Ta strona została przepisana.
Pocałował ją w rękę, nie dodawszy słowa jednego; obawiał się, aby gorycz, przepełniająca serce, nie wydobyła się na usta.
Andrea usunęła się do swojego pokoju, gdzie zastała bilecik od Filipa.
„Możesz odwiedzić ojca o piątej godzinie wieczorem. Pożegnanie jest konieczne. Pan de Taverney nie przebaczyłby zaniedbania powinności córki“.
Odpowiedziała mu:
„O piątej będę u pana de Taverney w ubraniu podróżnem. O siódmej możemy być już w Saint-Denis. Czy podarujesz mi wieczór dzisiejszy?“
Zamiast odpowiedzi, Filip zawołał oknem, dotykającem do pokoju Andrei, tak, aby słyszeć mogła:
— Konie do karety na godzinę piątą!