Podłoga kamienna, drzwi grube, malowane, trzy fotele z białego drzewa, pokryte aksamitem żółtym i nędzna stara sofa z poduszkami, powygniatanemi w kształty chudego ciała.
Dwa portrety wiszą na ścianach. Świeca, umieszczona na trójnogu, i lampa, ustawiona nad kominkiem, rzucają jaskrawe światło na portrety.
Na pierwszym obrazie widać twarz ściągłą i bladą z oczami bez blasku, z brodą śpiczastą, z pióropuszem przy kapeluszu na głowie, z szeroką kryzą na szyi. To portret Henryka III, króla Francji i Polski; pod nim napis czarny na tle zlocistem:
Drugi obraz w ramach złoconych, o tyle świeży, o ile pierwszy stary i zczerniały, przedstawia kobietę młodą o oczach czarnych, twarzy okrągłej i ustach wąskich, zaciśniętych.
Fryzura jakby przygniatała jej głowę swoim ciężarem, a tak jest wysoka i tyle ma wstążek i ozdób przerozmaitych, że pokrycie głowy Henryka III z poprzedniego portretu, wygląda przy tej fryzurze, jak kretowisko obok piramidy.
Pod tym portretem jest także napis:
Spojrzawszy na ogień wygasły w kominku, na nędzne firanki perkalowe, osłaniające łóżko pokryte spłowiałemi kołdrami, rzućmy okiem na kobietę młodą jeszcze, skromnie ubraną, wspartą łokciem na dębowym stoliku i przeglądającą adresy kilkunastu zapieczętowanych listów. Ta młoda kobieta, jest najwierniejszą kopją portretu Joanny Walezjanki.
O parę kroków od niej, siedzi staruszka nikiego wzostu, ubrana jak duenna z obrazka Greuz‘a, i pomimo widocznego uszanowania dla swej pani, z ciekawością przygląda się jej zajęciu.
„Joanna Walezjanka“ — brzmiał podpis portretu.
Prawdę powiedziawszy, mieszkanka piątego piętra nie przynosiła ujmy swemu pochodzeniu. Posiadała rączki białe i delikatne, które dla ogrzania od czasu do czasu wsuwała pod pachę. Nóżkami zgrabnemi, wąziutkiemi, ubranemi w aksamitne pantofelki, uderzała o podłogę kamien-