— Tak, Eminencjo.
— Dziś jeszcze?...
— Prosiłbym.
Kardynał milczał, był w rozpaczy.
— Wasza Eminencja przekonany być może, że nie żądałbym tak znacznej sumy, gdybym nie był pewien, ii rzeczoną kwotę obecnie Wasza Eminencja posiada.
— Co?... posiadam obecnie pięćkroć sto tysięcy franków?!... — zawołał kardynał.
— ’Tak — trzydzieści tysięcy franków, dziesięć tysięcy w złocie, reszta w banknotach i czekach.
Kardynał zbladł.
Cagliostro ciągnął dalej:
— Pieniądze znajdują się w tej oto szafie.
— Skądże pan wie o tem?...
— O!... kardynale, wiem nawet o wszystkich poświęceniach, które kosztowały Waszą Eminencję dla zebrania tej sumy. Słyszałem też, że zapłacił Eminencja podwojną jej wartość.
— Niestety, tak!...
— Ale...
— Ale co?... — zawołał nieszczęśliwy kardynał.
— Ale ja — mówił Cagliostro — przez ostatnich dziesięć lat byłem kilkanaście razy bliski głodowej śmierci, choć miałem przy sobie papier, którego wartość równali się pięćkroć stu tysięcom franków; pomimo to czekałem, żeby nie martwic Waszej Eminencji. Zdaje mi się więc, że między nami wszystko wyrównane!...
— Wszystko wyrównane?!... — odparł kardynał — ależ nie mów pan tego!... Wszak pan łaskawie pożyczyłeś mi znaczną sumę... wszystko wyrównane!... ależ bynajmniej, jestem i będę panu zawsze wdzięczny. Zechciej mnie pan tylko objaśnić, dlaczegoś pan czekał przez lat dziesięć, tyle razy przez ten czas miałbym możność uiszczenia długu...
— A dzisiaj?... — zapytał Cagliostro.
— Dziś — zawołał kardynał — przyznać muszę, u żądany zwrot pieniędzy... bo wszakże pan zwrotu żąda?...
— Niestety, tak!...
— Jest mi wcale nie na rękę!...
Cagliostro wzruszył ramionami i zdawał się myśleć:
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/431
Ta strona została przepisana.