Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/455

Ta strona została przepisana.

steś wolny, robisz, co tylko zechcesz, oddychasz swobodnie, ja zaś wegetuję w przestrzeni odmierzonej mi przez pana, nie oddycham, lecz drżę... Uprzedzam pana, że i obecność jego byłaby zbyteczna, gdyby nie to, że nie pozwala mi umierać.
— Umierać! pani! to zabawne! — uśmiechnął się Cagiostro.
— Postępujesz pan względem mnie bardzo brzydko, zapominasz pan, że istnieje ktoś, którego kocham prawdziwie, szalenie!
— Czy pana Beausire?
— O tak, Beausire‘a kocham; nie ukrywałam tego nigdy przed panem, i nie mogłeś pan nigdy przypuszczać, że zapomnę o nim.
— Tak byłem pewny tej miłości, że usilnie starałem się o wiadomości o Beausirze, i oto przynoszę je pani.
— A! — zawołała Oliwja.
— Pan de Beausire — rzekł Cagliostro — jest nader miłym młodzieńcem.
— Ho, ho! — zauważyła Oliwja, która nie wiedziała do czego prowadzić ma to wychwalanie.
— Młody jest i ładny.
— Czyż nie prawda?
— Pełen wyobraźni...
— I ognia!... Trochę był brutalny względem mnie, ale... umie kochać, umie pieścić...
— Mówi pani szczerą prawdę. Posiadasz pani tyle serca, co rozumu, tyle rozumu, co piękności, ja zaś, którego każda miłość zajmuje, to już stało się chorobliwem u mnie — chciałem zbliżyć panią do pana de Beausire.
— Lecz przed miesiącem nie myślałeś pan o tem; — rzekła śmiejąc się Oliwja.
— Posłuchaj mnie, pani: niema wolnego mężczyzny, któryby nie starał się spodobać ładnej kobiecie, lecz przyznasz mi też, że jeśli zalecałem się do ciebie, to tylko przez krótki czas.
— Rzeczywiście — odparła Oliwja — przez niecały kwadrans.
— Musiałem przecież, przekonawszy się, jak bardzo pani kocha pana de Beausire, ustąpić.
— O, nie drwij pan ze mnie!
— Nie, na honor! Opierałaś się pani tak dobrze.