Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/468

Ta strona została przepisana.
XXI
DWIE SĄSIADKI

Od chwili, kiedy obie kobiety się spostrzegły, Oliwja oczarowana wdziękiem sąsiadki, nie udawała już obojętności; ostrożnie poruszając się pomiędzy kwiatami, uśmiechami darzyła ją za uśmiechy.
Cagliostro nie omieszkał zalecić Oliwji, aby się miała na baczności, aby nie była zbyt uprzejma.
Uwaga ta, jak piorun spadła na serce Oliwji, która wiele obiecywała sobie przyjemności z obserwowania ruchów i zajęć nieznajomej.
Nie być dobrą sąsiadką — to znaczyło odwrócić się od ślicznej tej kobiety o słodkich, błyszczących oczach, której ruch każdy był zdolny upoić, to znaczyło zrzec się rozkoszy ciągłego porozumiewania się, to znaczyło — zerwać z przyjaciółką. Wyobraźnia Oliwji tak dalece unosić się umiała, że w Joannie już widziała dla siebie istotę drogą i interesującą. Nieszczera Oliwja zapewniła swego opiekuna, że nie omieszka skorzystać z jego rady, że nie zawrze żadnych z sąsiadami stosunków, lecz, gdy Cagliostro pokój jej opuścił, zaraz umieściła się na balkonie, w miejscu, gdzie mogła ją widzieć sąsiadka. Joanna była widocznie zadowolona z tego obrotu rzeczy, gdyż po pierwszych uśmiechach Oliwji, odpowiadała ukłonami i całusami, posyłanemi w przestrzeń.
Oliwja zastosowała się chętnie do tych awansów, zauważyła, że nieznajoma nie opuszczała swego miejsca przy oknie, że nie zapominała nigdy pożegnać ją, odchodząc, przywitać, powróciwszy.
Z takiego stanu stosunków wyniknąć musiała chęć zbliżenia się wzajemnego.