się w aleję, w której jeszcze widoczne były ślady nóg obu kobiet i nieznajomego.
Zamiast rozpaczać nad swem niepowodzeniem, coby nową złość obudziło, zaczął Charny zastanawiać się nad rodzajem tej ukrytej miłości i nad osobą, która miłością taką natchnąć umiała. Zaczął przyglądać się śladom nóg mężczyzny, jakby chciał śledzić, w którą stronę zwierzyna uciekła. Znalazł drzwi za łazienkami Apolina, a przez mur ujrzał ślady kopyt końskich.
— Przybywa tędy — pomyślał Olivier — przybywa z Paryża, nie z Wersalu. Przybywa sam, a i jutro przybędzie, skoro powiedziano: „do jutra“. Do jutra więc trawić w sobie muszę, nie łzy z oczu płynące, lecz krew tryskająca z serca. Jutro, to ostatni dzień mego życia, jeżeli nie jestem podły i jeżeli kiedykolwiek kochałem.
Obejrzał się raz jeszcze wokoło, odwrócił oczy od zamku, gdyż lękał się, że w oknach królowej będzie światło, a to znów byłoby dowodem jej winy. Boć przecież oświetlony pokój, to pokój zamieszkały... Pocóż kłamać, kiedy bezwstyd i utrata godności niedaleko mają, aby z tajemnicy ukrytej, zamienić się w skandal publiczny? Okno królowej było oświetlone.
— Udaje, że jest w domu, a biega po parku w towarzystwie kochanka! Ależ to kłamstwo wyrafinowane — rzekł Olivier — cedząc te słowa, napiętnowane gorzką ironją.
Królowa jest zbyt łaskawa, nie chce nam nic dać poznać, a może nie chce martwić swego męża.
Charny, wściekły z rozpaczy, skierował kroki swe do domu.
— Powiedzieli „do jutra“ — dodał — wszedłszy do domu. Tak pani, do jutra, lecz jutro będzie osób cztery na schadzce!
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/484
Ta strona została przepisana.