patrzył tak długo na nią, aż nań spojrzała; przeszła koło niego, kłaniając się na lewo i na prawo.
— Biedny chłopak — pomyślała królowa — on chyba głowę stracił.
— Jak się pan miewa, panie de Charny? — zapytała słodkim głosem.
— Dziękuję, Najjaśniejsza Pani, bardzo dobrze, lecz, dzięki Bogu, gorzej, niżeli Wasza Królewska Mość...
Przy tych słowach skłonił się tak dziwnie, że królowa się przestarszyła.
— W tem coś jest — pomyślała uważna Joanna.
— Gdzie pan obecnie mieszka? — zapytała znów królowa.
— W Wersalu — odparł Olivier.
— Od jak dawna?
— Od trzech nocy — odparł młody człowiek, kładąc nacisk na te słowa.
Królowa nie zdradziła najmniejszego wzruszenia. Joanna drgnęła.
— Czy pan ma mi co do powiedzenia? — zapytała królowa z anielskim wyrazem twarzy.
— O, Najjaśniejsza Pani — odparł Charny — zbyt wiele mam do powiedzenia Waszej Królewskiej Mości.
— Chodź pan! — zawołała ostro monarchini.
Królowa spieszyła do swych apartamentów.
Pani de la Motte cieszyła się, że królowa kilka jeszcze osób do siebie zaprosiła. Pomiędzy te osoby wsunęła się i ona.
Wszedłszy do swego salonu, królowa wyprawiła panią de Misery i służbę.
Pogoda była śliczna; słońce nie mogło przedrzeć się przez obłoki, lecz przysyłało upał i światło.
Królowa otworzyła okno, wychodzące na mały taras i siadła przy komódce, na której leżały rozmaite listy.
Osoby, które jej towarzyszyły, zrozumiały, że królowa pragnie zostać sama i oddaliły się.
Niecierpliwy Charny, gniótł kapelusz w rękach.
— Mówże pan, mów — rzekła królowa — zdajesz się pan być zmieszanym.
— Jakże tu zacząć? — rzekł Charny, który myślał głośno — jakże będę śmiał oskarżać honor, oskarżać wiarę, oskarżać królowę?
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/487
Ta strona została przepisana.