paść tych, co okazywali ci tyle przyjaźni. Ja nie mogę bawić się ogniem. Chcesz przysięgnąć, że nie będziesz się starał widzieć królowej? Nie widzieć, tylko — nie widzieć przez dwa tygodnie! Jeżeli przysięgniesz, pozostanę, i nadal będę ci służyć. Jeżeli zaś wszystko chcesz postawić na kartę, wyjeżdżam za dziesięć minut, a wtedy radź sobie, jak zechcesz.
— To straszne — jęknął kardynał — ten cios mnie przygniata. O! To mnie zabije!
— Przecież — szepnęła Joanna — kochasz pan tylko dla zadowolenia miłości własnej, ambicji.
— Dziś kocham dla... miłości! — odparł.
— Musisz więc dziś cierpieć — rzekła Joanna — to wypływa z położenia rzeczy. No, ale zdecyduj się, kardynale... Zostaję, czy udaję się do Lozanny?
— Zostań, hrabino, i znajdź co dla mego spokoju... Kara jest zbyt bolesna!
— Przysięgasz pan być posłusznym?
— Słowo Rohana!
— Dobrze, mam środek uspakajający: nie wolno widywać się, lecz wolno pisywać!
— Naprawdę! — zawołał uradowany kardynał — będę mógł otrzymywać od niej listy?
— Napisz pan.
— A ona odpisze?
— Postaram się o to.
Kardynał okrywał całusami ręce Joanny, nazywając ją swoim aniołem opiekuńczym.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/497
Ta strona została przepisana.