Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/498

Ta strona została przepisana.
XXVI
NOC

Tegoż dnia o czwartej po południu zatrzymał się jakiś jeździec na skraju parku.
Jeździec przybył widocznie dla przyjemności, gdyż dał swobodę koniowi, a ten szedł krok w krok za panem zamyślonym jak Hipolit — i pięknym jak Hipolit. Zatrzymał się w miejscu, w którem od trzech dni zatrzymywał się koń pana de Rohan; grunt tu był nierówny, skopany przez kopyta końskie, krzaki gdzieniegdzie połamane, widocznie przez szamotanie się niespokojne rumaka. Jeździec zsiadł z siodła, przybliżył się do muru.
— Oto są ślady wdrapywania się; oto drzwi, niedawno otwierane; zastaję wszystko tak, jak myślałem.
Dw’a tygodnie już upłynęły, jak powrócił pan de Charny, lecz od dwóch tygodni nikt go nie oglądał... Oto drzwi, których użył, aby wejść do Wersalu.
Przy tych słowach jeździec westchnął, a w tem westchnieniu ujawniła się szalona rozpacz.
— Zostawmy szczęście bliźniemu — szepnął, patrząc uważnie na świeże jeszcze ślady na trawniku i na murze.
— A jednakże potrzeba mi dowodu... Za jaką cenę go dostać? Gdzie go szukać?
O, to nader proste! Podczas nocy, wśród krzaków trudno będzie dopatrzeć schowanego człowieka... tej nocy będę ukryty za krzakami.
Jeździec wskoczył na siodło i oddalił się wolnym krokiem.
Charny, posłuszny rozkazom królowej, powrócił do domu i oczekiwał wiadomości.
Nadeszła noc, lecz nic się nie zmieniło.