Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/508

Ta strona została przepisana.
XXVIII
ZAZDROŚĆ

Ostatnie trzy noce kardynał przepędził wcale nie tak jak sobie wyobrażał.
Nie otrzymał żadnych wiadomości, nie żywił już nadziei odwiedzin. Kardynałowi zdawało się, że kochanka jego, najpierw kobieta, a potem królowa, zechce przekonać się, jakiej natury była ich miłość i czy po otrzymaniu dowodu miłości natura tego nie uległa zmianie.
Pan de Rohan, nie widząc i nie słysząc nic, zaczął obawiać się, czy ów dowód nie wypadł dlań niekorzystnie. Stąd wynikła męczarnia, strach i niepokój, trudne do pojęcia dla tych, co nie cierpieli nigdy na newralgję.
Ten stan był nader męczący, podczas połowy dnia dziesięć razy posyłał do mieszkania pani de la Motte, dziesięć razy do Wersalu. Dziesiąty posłannik sprowadził mu nareszcie Joannę, pilnującą królowej i Charny‘ego, i cieszącą się tym niepokojem kardynała, gdyż niepokojowi temu miała zawdzięczać powodzenie swego przedsięwzięcia.
Kardynał wybuchnął, spostrzegłszy hrabinę.
— Jakto?... — zawołał — jesteś pani tak spokojna! Wiesz, że jestem jak na mękach, a ty, niby to przyjaciółka moja, pozwalasz, aby męki te o śmierć mnie przyprawiły!
— Ależ Wasza Wielebność, cierpliwości... cierpliwości!... — odparła Joanna — spełniam w Wersalu daleko pożyteczniejsze dzieło, aniżeli pan tutaj.
— Jakże można być tak okrutną? — zawołał kardynał, uspakajając się stopniowo na myśl o wiadomościach. — Powiedz, co się tam dzieje?