Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/510

Ta strona została przepisana.

— Przyznaj pani, — mówił, unosząc się kardynał, — że królowa nie chce mnie widzieć?
— Nie mogę tego powiedzieć — odparła.
— Przyznaj, że jeżeli mnie odtrąca dobrowolnie, to tylko dlatego, aby nie wywołać niezadowolenia kochanka, któremu nie podobało się moje nadskakiwanie.
— Ależ Wielebność! — zawołała słodko Joanna, a ton jej mowy był tak obiecujący, że można było domyślać się niejednego.
— Posłuchaj mnie — mowił dale] pan de Rohan — Kiedy ostatnio byłem z królową w parku, zdawało mi się, że ktoś chodził za krzakami.
— Bajki wierutne!...
— Powiem, co podejrzewam.
— Nie mów nic, kardynale, gdyż obrażasz królowę, a gdyby nawet obawiała się szpiegostwa kochanka, czego nie przypuszczam, czy miałbyś pan prawo robić jej wyrzuty o przeszłość, skoro ją dla pana poświęca?
— Przeszłość! przeszłość!... to wielkie słowo, lecz znaczenie jego upada, skoro ta przeszłość jest jeszcze teraźniejszością i zdaje się być przyszłością!
— Ej, kardynale, podejrzenia pańskie obrażają królowę, a więc i mnie nie mogą być obojętne.
— Powiedz więc, czy ona mnie choć trochę lubi?
— Wszakże nietrudno się dowiedzieć — odparła hrabina — oto stół, atrament, pióro i papier, pisz i pytaj.
— A oddasz list? — zapytał kardynał.
— Któż podjąłby się tego, jeżeli nie ja?
— Czy mogę liczyć na odpowiedź?
— Gdybyś nie otrzymał odpowiedzi, nie wiedziałbyś przecież, czego się trzymać.
— Tak... to rozumiem, tak... to cię kocham, hrabino.
Kardynał siadł i zaczął pisać. Lekkie miał pióro i dobry styl, lecz pomimo to z dziesięć zaczętych listów podarł; nie podobały mu się.
— Jeżeli w dalszym ciągu tak zamierzasz robić — zauważyła Joanna — to nie skończysz nigdy.
— Masz słuszność, hrabino; jesteś kobietą wielkiego rozumu, rzadkiej dobroci! Ja też nie chcę przed tobą mieć tajemnicy.
— Sądzę, że niewiele masz przede mną do ukrywania.
— Czytaj, kiedy ja będę pisał; czytaj prędko; moje