— Mów trochę jaśniej, hrabino — rzekł Cagliostro — abym rzeczywiście mógł czytać w głębi twego serca i rozumu.
— Panie, mówią, że Jego Eminencja kocha kogoś bardziej, niżeli mnie; mówią, że kocha osobę z najwyższej sfery; mówią nawet...
Cagliostro spojrzał na Joannę tak, że ta myślała, iż kilka błyskawic przed nią mignęło.
— Czytam naprawdę w ciemnościach, lecz trzeba mi pomagać, jeżeli dobrze mam czytać, zechciej mi więc pani odpowiedzieć na następujące pytania:
— Jakim sposobem przybyłaś pani tutaj do mnie?... Wszak nie tu mieszkam. Jakim sposobem weszłaś?... Wszak nie ma tu ani pijanego odźwiernego, ani też służby. A jeśli nie mnie oszukałaś, to kogo?... Nie odpowiadasz?... Pomogę sprytowi pani.... — rzekł, a po chwili dodał: — Weszłaś, dzięki kluczowi, który czuję w twej kieszeni... oto jest. Przybyłaś, szukając młodej kobiety, którą przez dobroć tu ukrywałem.
Joanna zachwiała się, jak drzewo podcięte.
— A gdyby tak było? — zapytała zcicha, — jakąż popełniłam zbrodnię?... Czyż nie wolno kobiecie odwiedzać kobietę?...
— Mówisz pani tak — odparł Cagliostro, bo wiesz dobrze, że kobiety tej już tu niema.
— Jej tu niema... — powtórzyła wystraszona Joanna, — Oliwji już tu niema?...
— Jakto, czy nie wie pani, że odjechała?... a przecież pomagałaś do jej porwania?...
— Do porwania pomagałam?... Ja?... — zawołała Joanna, w którą znów wstępowała otucha.
— Porwano ją, a pan mnie oskarża?...
— Nietylko oskarżani, lecz przekonywam panią o prawdzie słów moich — odparł Cagliostro.
Wziął ze stołu bilecik i podał go Joannie. Adresowany był do niego, a brzmiał tak:
- „Panie i wspaniałomyślny protektorze!...
Wybacz mi, że cię opuszczam, ale wiesz, że kocham nadewszystko pana de Beausire; ten właśnie przybył, aby mnie zabrać; idę więc z nim. Adieu“.