Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/529

Ta strona została przepisana.

pomoże mu zapomnieć o stosunkach, jakie stały się niemożliwe.
Odczytując te wyrazy, Rohan wściekał się; rozważał każde słowo, jakby żądając zdania sprawy od papieru, ni którym okrutna ręka takie zadawała mu ciosy.
— Oto — rzekł — mam cztery listy od niej; jeden niesprawiedliwszy i bardziej tyranizujący od drugiego, Usłuchała mnie dla kaprysu, ależ to ubliżenie, które wybaczę wtedy tylko, gdy je okupi nowym kaprysem.
I biedny oszukany odczytywał z zapałem listy, w których surowość znakomite przybierała rozmiary.
Ostatni był arcydziełem okrucieństwa; przebijał nawskroś serce biednego kardynała, który był do tego stopnia zakochany, że duchem przeciwieństwa, znajdował rozkosz w odczytywaniu tych zimnych wyrazów, pochozdących według zapewnień hrabiny de la Motte — z Wersalu.
W tej właśnie chwili kazali się zameldować jubilerzy, Kardynała mocno zdziwiły ich nalegania: trzykroć już powiedział kamerdynerowi, że nie przyjmuje, a ten poraz czwarty wszedł z oznajmieniem, że Bochner i Bossange koniecznie muszą się widzieć.
— Cóż to znaczy? — pomyślał kardynał. — Wprowadzić ich.
Weszli; ich zmieniony wyraz twarzy świadczył o ciężkiej walce, jaką musieli staczać moralnie i fizycznie.
— Cóż znaczy, panowie jubilerowie, ten gwałt! — zawołał kardynał — wszak nic wam się ode mnie nie należy?
To przyjęcie ostudziło wspólników.
— Czy sceny jakie przebyli u królowej mają się i tu powtórzyć? — pytał Bochner spojrzeniem Bossange‘a.
— O nie!... — odparł Bossange, poprawiając odważnie perukę — jestem na wszystko przygotowany.
I postąpił groźnie naprzód, Bochner zaś, mniej śmiały, pozostał w tyle.
— Wasza Eminencjo — rzekł zrozpaczony Bochner, prosimy o sprawiedliwość i współczucie
— Panowie — odparł de Rohan — jeżeli jesteście warjatami, to każę was wyrzucić oknem, jeżeli zaś nie jesteście warjatami, to w takim razie wskażę wam drzwi tylko. Wybierajcie...