Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/53

Ta strona została przepisana.
IV
BELUS

Pani de la Motte nie myliła się, wnosząc, że to damy miłosierdzia odjechały. Przed domem czekał rzeczywiście kabrjalet ówczesnej mody: lekkie pudło na kołach wysokich, z fartuchem skórzanym wysoko zapiętym, z siedzeniem dla lokaja w tyle.
Powóz ten, zaprzężony w pysznego karego rumaka, przyprowadzany został przez służącego, który poprzednio powoził sankami, a którego jedna z dam „Weberem“ narwała.
Gdy panie zeszły nadół, Weber trzymał konia za uzdeczkę, starając się uspokoić niecierpliwe zwierzę, bijące kopytami po śniegu.
— Pani — odezwał się stangret — chciałem założyć „Scipiona“, do kierowania nadzwyczaj łatwego, ale zakulał, musiałem zatem zaprząc Belusa, chociaż dziki i niesforny.
— Dla mnie to zupełnie wszystko jedno, Weberze — odrzekła starsza z dam. — Mam ręce silne i nawykłe do kierowania końmi.
— Wiem, że pani powozi znakomicie, lecz drogi są złe i bardzo niepewne... W którą stronę pani pojedzie?
— Do Wersalu.
Weber przytrzymał konia, panie lekko wskoczyły do kabrjoletu, woźnica umieścił się ztyłu i dał znak, że można ruszać.
Starsza z dam zwróciła się do towarzyszki:
— No cóż — powiedziała — co myślisz, Andreo, o tej hrabinie?