— Wasza Eminencjo, myśmy nie zwarjowani, lecz okradzeni.
— Cóż mnie to ohchodzi?.. — odparł kardynał de Rohan — przecież ja nie jestem szefem policji.
— Ale miałeś pan naszyjnik w swoich rękach — rzekł Bochner płaczliwie — będziesz pan musiał świadczyć...
— Miałem naszyjnik? — zapytał kardynał — czyż ten naszyjnik został skradziony?...
— Tak jest, Wasza Eminencjo.
— I cóż na to królowa? — zapytał zaciekawiony kardynał.
— Królowa przysłała nas do pana.
— To bardzo uprzejmie z jej strony. Ale cóż ja poradzę?
— Pan może wiele dla nas uczynić; pan może powiedzieć nam, co się stało z naszyjnikiem?
— Ej, panie Bochner — mógłbyś pan tak mówić, gdybym należał do bandy złodziejów, która skradła naszyjnik królowej.
— Nie królowej go ukradziono.
— Boże mój! komuż więc?
— Królowa zaprzecza, że go miała w posiadaniu.
— Jak to zaprzecza! Wszakże macie jej pokwitowanie.
— Królowa twierdzi, że kwit jest sfałszowany.
— Królowa dlatego zapewnie zaprzeczyła, że ktoś trzeci was słuchał — rzekł kardynał.
— Nikt nie słuchał... Ale to nie wszystko...
— Cóż jeszcze?
— Królowa nietylko zaprzeczyła, nietylko oznajmiła, że kwit jest sfałszowany, lecz pokazała nam nasze pokwitowanie, jakobyśmy naszyjnik odebrali.
— Pofałszowane oba kwity... i mówisz pan, że ja wiem o tem?
— Bezwarunkowo!... bo wszakże przyszedłeś pan utwierdzić nas w tem, co hrabina de la Motte nam powiedziała, a wiedziałeś pan, że naszyjnik daliśmy dla królowej.
— To sprawy bardzo poważne — rzekł kardynał, gładząc ręką czoło — porozumiejmy się...
— Kupiłem w imieniu królowej naszyjnik i dałem ćwierć miljona zadatku... Sprzedaż podpisana była przez królowę, jakeś pan
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/532
Ta strona została przepisana.