Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/577

Ta strona została przepisana.

Pozostaw mnie, Najjaśniejsza Pani, w osamotnieniu i nędzy, pozostaw...
— O!... — rzekła królowa, podnosząc głowę, — propozycja moja zadaje kłam temu, coś właśnie powiedziała, Andreo. Małżeństwo, o którem mówić ci chciałam, wyniosłoby cię do rzędu najwyżej położonych dam we Francji.
— Małżeństwo... — mówiła królowa, coraz bardziej tracąc odwagę.
— Odmawiam, Najjaśniejsza Pani, odmawiam!...
Marja Antonina przygotowywała w myśli cały szereg próśb, przeszkodziła jej jednakże Andrea, a w chwili, gdy królowa zmieszana i smutna z fotelu się podnosiła, zapytała:
— Bądź Najjaśniejsza Pani łaskawą — rzekła, trzymając suknię królowej — wyjawić mi człowieka, któryby za dozgonną wziął mnie towarzyszkę; tyle razy czułam się upokorzoną, że nazwisko tego wspaniałomyślnego człowieka — tu uśmiechnęła się z goryczą, — będzie kojącym balsamem na rany mej dumy.
Królowa namyśliła się... postanowiła jednak dojść do celu i rzekła obojętnie:
— Nazwisko... Pan de Charny.
— Pan de Charny!... — zawołała Andrea z wybuchem radości, — pan Olivier de Charny!...
— Tak jest, pan Olivier de Charny — odparła królowa, ze ździwieniem patrząc na Andreę.
— Siostrzeniec pana de Suffren?... — zapytała Andrea, a lica jej zarumieniły się i oczy błyszczały, jak gwiazdy.
— Tak jest — odparła Marja Antonina, przejęta nagłą zmianą, zaszłą w Andrei de Taverney.
— Więc chcesz mnie, Najjaśniejsza Pani, wydać za pana Oliviera Charny?...
— Tak, za niego.
— A on... się zgadza?...
— On prosi o rękę pani.
— Przyjmuję, przyjmuję — zawołała Andrea, uradowana mocno. — Więc on mnie kocha... kocha, jak ja go kocham!...
Królowa, śmiertelnie blada, cofnęła się z jękiem, upadła na fotel, a niespełna rozumu Andrea pokrywała nogi jej, ręce i suknię pocałunkami, łzami zroszonemi.