Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/582

Ta strona została przepisana.

— A, mój Boże, on wyjeżdża...
— Byłem tego pewien — mówił dalej baron — nawet byłbym się założył. To dobry pomysł, mój Filipie, dobry pomysł.
— Co pan mówi? — zapytał Filip — co za dobry pomysł?
Staruszek zaczął nucić i skakać na jednej nodze, obiema rękoma podtrzymując okrągły brzuszek, a równocześnie dawał synowi znaki, aby oddalił lokaja.
Filip zrozumiał ojca i uczynił zadość jego życzeniu. Baron wypchnął Champagne‘a za drzwi i zamknął je za nim, doszedłszy zaś do syna, rzekł:
— Podziwiać tylko, podziwiać...
— Nie wiem, panie — odparł oschle Filip — czy zasłużyłem na pochwały, których mi nie szczędzisz.
— O! o! — zauważył mizdrząc się staruszek.
— Wesołość pańską mogę chyba przypisać tylko memu bliskiemu odjazdowi.
— Ha! ha! — śmiał się na inny ton baron — ta, ta, ta! nie ukrywaj się przede mną, nie trudź, bo mnie i tak nie oszukasz... ha, ha, ha...
Filip skrzyżował ręce i pomyślał, czy baron nie dostał czasem bzika.
— Ja mam oszukiwać? poco? — zapytał.
— A z tym twoim wyjazdem... Myślisz, że wierzę w chęć rozłączenia się z nią?
— Nie wierzysz pan?
— Champangne‘a tu nie ma, więc powtarzani, nie ukrywaj się; przyznaję zresztą, że ci nic innego nie pozostało, dobrze więc, że tak czynisz? Bo nieprawdaż, że to zadziwiające, iż wszystko już odgadłem, ale widzisz, mój Filipie, zrozumiałem, że udajesz wyjazd i powinszować ci muszę tego pomysłu.
— Udaję! — zawołała zaintrygowany Filip.
Staruszek zbliżył się do syna i palcami kościstemi, dotykając jego piersi, rzekł tonem poufałym:
— Słowo honoru, bez tego fortelu wszystkoby się wykryło. Bierzesz się do rzeczy we stosownej chwili, jutro byłoby zapóźno. Idź więc prędko, moje dziecko, zabieraj się co tchu!
— Panie — odrzekł Filip tonem lodowatym — oświad-