ale tymczasem nie dostaniemy się nocy dzisiejszej do Wersalu. A co na to powiedzą, Boże wielki!
Starsza zdawała się namyślać.
— Masz słuszność — powiedziała.
Wojskowy kłaniał się i żegnał panie.
— Chwilkę jeszcze, panie oficerze, jeżeli łaska.
— Jestem na rozkazy pani — odpowiedział widocznie niezadowolony młody człowiek, starając się, bądź co bądź, zachować do końca wykwintną grzeczność.
— Panie — odezwała się Andrea — po tylu przysługach już wyświadczonych, bądź do ostatka dla nas życzliwym.
— Słucham pani.
— Obawiamy się jechać nocą same z człowiekiem obcym...
— Niech panie będą spokojne, wiem numer jego; 107, litera Z. Gdyby co zbroił, proszę do mnie się udać...
— Do pana? — zawołała Andrea po francusku, nie znamy nawet nazwiska pańskiego?
Młody człowiek cofnął się kilka kroków.
— Więc pani mówi po francusku? — zawołał osłupiały — i od pół godziny skazuje mnie na kaleczenie języka niemieckiego? O! to naprawdę, bardzo niedobrze!
— Wybacz pan — podjęła starsza dama, przychodząc z pomocą towarzyszce. — Może nie jesteśmy cudzoziemkami, lecz nie znamy Paryża, a tembardziej nie znamy obyczajów fiakrów. Wyglądasz na człowieka z dobrego towarzystwa, powinieneś zatem poznać, że znajdujemy się nie w swojej sferze. Byłeś pan grzeczny i dyskretny; osądziłyśmy pana sprawiedliwie, a więc i pan nie sądź nas fałszywie — i jeśli możesz, zrób czego żądamy, lub pozwól się pożegnać i zostaw nas naszemu losowi.
— Pani — odpowiedział oficer, uderzony szlachetnem przemówieniem nieznajomej — rozkazuj, jestem gotów...
— Zatem racz pan siadać z nami.
— Do fiakra?
— I jechać...
— Do Wersalu?
— Tak, panie.
Młody człowiek nic nie odpowiedział, wskoczył do powozu i krzyknął na woźnicę:
— Ruszaj!
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/60
Ta strona została przepisana.